Autostrada A1 do remontu. Nawierzchnia jest popękana

23 maja o godzinie 6. otwarto oficjalnie fragment autostrady A1 (Świerklany-Mszana) wraz ze słynnym mostem w Mszanie. Tymczasem minęły dwa miesiące,  a na drodze pojawiły się zwężenia.

- O co chodzi, przecież to nowa droga? - dziwią się kierowcy, którzy poinformowali nas wczoraj o sprawie.

W  Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad potwierdzają, że od 28 lipca kierowcy muszą się spodziewać utrudnień. Co się stało? Na nawierzchni pojawiły się pęknięcia...

- Z uwagi na konieczność poprawy odwodnienia jezdni autostrady A-1, na terenie objętym wpływami eksploatacji górniczej, na odcinku od węzła Świerklany do granicy państwa z Republiką Czeską w Gorzyczkach  została wprowadzona  tymczasowa organizacja ruchu, która będzie obowiązywała przez blisko trzy tygodnie - czytamy w komunikacie Marka Prusaka, rzecznika GDDKiA w Katowicach.  Kierowcy są kierowani na przejazdy awaryjne, w obu kierunkach ruchu, na jedną jezdnię, na odcinku długości około 4 km.

GDDKiA apeluje więc o bezpieczną jazdę i zachowanie szczególnej uwagi. Przypomnijmy, odcinek został otwarty nie dalej jak dwa miesiące temu.  Ale sama nawierzchnia - co podkreślają w GDDKiA - była gotowa już od co najmniej  dwóch lat, budowała ją jeszcze wyrzucona dwukrotnie z budowy Alpine Bau. Pęknięcia to wynik podziemnej eksploatacji, prowadzonych w pobliskich  kopalniach.

- Na tym odcinku niestety musimy się z tym liczyć i wiedzieliśmy, że te problemy mogą wystąpić - wyjaśnia nam Marek Prusak.

Pęknięcia pojawiły się, gdy na nowy odcinek wjechały samochody, czy może były widoczne już wcześniej?

Czy nie można było sprawdzić tego w ciągu dwóch ostatnich lat, podczas remontu mostu w Mszanie? GDDKiA informuje, że "wówczas front robót był inny". Tak czy inaczej, obecny remont przeprowadzi firma Intercor z Zawiercia w ramach napraw gwarancyjnych - bo to ona była odpowiedzialna za dokończenie budowy mostu i ostateczne oddanie całego odcinka do użytku.

                                                                                                   Źródło: Dziennik Zachodni