Marzenie o samochodzie bywa spiritus movens wielu dziecięcych zabaw. Starą pokrywkę zmienia w kierownicę, a pudło po telewizorze w karoserię. Wyobraźni, która ledwie odrosła od ziemi, niewiele potrzeba. Lecz można jej pomóc.
Samochody na pedały są tak stare jak motoryzacja. Długo były zabawką tylko dzieci z dobrych domów. Zmienił to
dopiero powojenny wyż demograficzny. Potęgą, tak w "dorosłych", jak i "przedszkolnych" autach były Stany Zjednoczone. Miliony Amerykanów odbierało swój pierwszy samochód nie z salonu, ale spod choinki. Autka były różne. Przeważnie blaszane. Pierwszym plastikowym był "Kiddilac" z epoki rock’n’rolla. Co lepsze modele miały zapalane światła, odchylane maski, naśladowały pomoc drogową lub wóz strażacki. Wyglądem odzwierciedlały aktualną modę. Rarytasem były wierne kopie
prawdziwych samochodów napędzane silnikiem elektrycznym lub benzynowym. Zwykle sprzedawano je w salonach różnych marek w nadziei, że dzieci ściągną tam dorosłych. Zmniejszony Mercury z 1957 roku mierzył 1,74 metra długości, ważył 100 kg, miał winylową tapicerkę i działające radio. Mógł poruszać się z prędkością 8 km/h i w wersji benzynowej kosztował prawie 600 dolarów. Za tyle można było wtedy kupić porządne, używane auto! Za to Edsele, promujące nową markę koncernu Forda, rozdawano za darmo. Ostatnio, bardzo elegancki pedałowiec pojawił się z okazji pięćdziesięciolecia Chevroleta Corvette. Naśladuje
model z 1953 roku. Jest nawet obdarzony prawdziwym numerem VIN. Kosztuje, bagatela, 900 dolarów.
Za "żelazną kurtyną" przebojem był Moskwicz. Produkowano go w tej samej fabryce, w Moskwie, w której powstawał jego starszy brat. Stamtąd tysiącami wysyłano na cały świat. U nas pokazywał się od czasu do czasu w składnicach harcerskich i większych sklepach z zabawkami.
Złota era samochodzików na pedały skończyła się w latach siedemdziesiątych. Jednak, jak to zwykle bywa z każdą fajną zabawką, zaanektowali je dla siebie ojcowie. Od kilkunastu lat pedałowce są poważnym
obiektem kolekcjonerskim. Powstały firmy zajmujące się renowacją starych samochodzików oraz dostarczające na rynek kopie autek sprzed lat. Cenione są Austiny J40. Budowano je od 1949 roku w dotowanej przez rząd fabryce Austin Junior Car zatrudniającej niepełnosprawnych górników z Walii. Przez 22 lata zrobiono ich przeszło 32 tysiące. Bardzo
starannie wykonane Austiny miały skórzane fotele i pneumatyczne opony Dunlopa.
Dziś w sklepach są raczej pokraczne autka z plastiku. Dużo elegantsze, ale też znacznie droższe są kopie prawdziwych samochodów sprzedawane u dilerów, zwykle w odmianach na pedały lub z silnikiem elektrycznym. Audi, Porsche, Mercedes, Jaguar - malec może mieć wóz lepszej marki niż tato.
Jeśli jednak musisz odmówić wpatrzonym w ciebie z nadzieją okrągłym oczom, pomyśl, że i tak nigdy nie przebiłbyś Henry’ego Forda. On swojemu jedynakowi podarował na ósme urodziny prawdziwy samochód, żeby chłopiec sam jeździł do szkoły.
Otwarcie sezonu motocyklowego na Jasnej Górze
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?