Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Oszukują, mają spokój?

Dariusz Piekarczyk, mp
Mimo, że zaniżanie cen sprowadzanych do Polski samochodów używanych było do niedawna nagminne, to nikt tak naprawdę nie zajmował się weryfikacją umów sprzedaży pojazdów. Powód? Urzędnicy chcieli mieć święty spokój. Czy jest szansa na zmianę sytuacji?

 

Naczelnik wydziału komunikacji w Pabianicach Henryk Ramlau wypowiedział wojnę oszustom, którzy wpisywali do umów zaniżone ceny aut i dzięki temu płacili niższą akcyzę.

 

Bez trudu wyławia sfałszowane dokumenty i przekazuje policji. Jego zdaniem, aż 90 proc. umów zawiera nieprawdziwe dane, a państwo straciło przez to grube miliony złotych. Mimo to policja, urzędy celne i wydziały komunikacji rzadko zajmują się takimi przypadkami.

 

Potwierdza to komisarz Marcin Szyndler z Biura Prasowego Komendy Głównej Policji w Warszawie: - Może gdzieś w Polsce komendy powiatowe prowadzą dochodzenia, lecz sporadycznie.

Oszukują, mają spokój?

 

Grzegorz spod Sieradza, który zawodowo sprowadza auta z zagranicy, mówi, że umowy były fałszowane gremialnie.

 

- Do 1 grudnia 2006 roku za auto, np. z 2000 roku, z silnikiem o pojemności do 2,0 litra, trzeba było płacić 63,1 procent akcyzy - opowiada. - Jeżeli kupiłem je za 1000 euro, musiałem oddać państwu około 2 500 zł, licząc kurs euro po około 4 zł. Na umowie wpisywałem więc 100 euro i płaciłem tylko 250 zł podatku - dodaje Grzegorz. Przyznaje, że często namawiał do tego klientów, których zabierał ze sobą na Zachód. Z reguły godzili się na to bez szemrania. Sprzedający wiedział o zaniżaniu kwoty na umowie. Dostawał taki sam dokument, jaki właściciel pojazdu przedstawiał w polskim urzędzie.

 

Choć w ten sposób Grzegorz sprowadził kilkaset samochodów, nikt nie zakwestionował umów. Szacuje, że przez dwa i pół roku on i jego klienci zaoszczędzili dzięki "kosmetyce umów", jak nazywa proceder, około pół miliona złotych.

 

W Ministerstwie Finansów nie wiedzą, jakie straty poniósł budżet państwa w związku z zaniżaniem cen aut. Nikt nie prowadzi takiej ewidencji.

 

Henryk Ramlau uważa, że wydziały komunikacji nie zajmują się fałszerstwami, bo chcą mieć święty spokój. Rajmund Kądziela, zastępca dyrektora wydziału praw jazdy i rejestracji pojazdów Urzędu Miasta Łodzi, nie zgadza się z tym zarzutem. - Nie sprawdzamy, bo nie mamy takiego obowiązku. Przecież klient przychodzi do nas z dokumentami z urzędu celnego i urzędu skarbowego.

 

Urzędy celne mają pięć lat na sprawdzenie autentyczności dokumentów przedłożonych przez właścicieli aut kupionych za granicą. Anna Ludkowska, rzecznik Izby Celnej w Łodzi, przyznaje, że Izba tylko kilka razy zwróciła się do właścicieli aut o wyjaśnienia.

 

Fałszerzom umów grozi kara do pięciu lat pozbawienia wolności oraz wyrównanie opłat akcyzowych.

 

Od 1 grudnia 2006 roku importerzy używanych aut płacą nowy podatek akcyzowy. Przy pojazdach o pojemności silnika do 2 litrów wynosi on 3,1 procent wartości samochodu, a przy pojemności większej - 13,6 proc. Podatek naliczany jest od kwoty widniejącej na umowie sprzedaży lub fakturze.

 

Pan Grzegorz uważa, że teraz nie ma sensu fałszować umów. Gra nie jest warta świeczki, bo akcyza zmalała.

od 12 lat
Wideo

Stop agresji drogowej. Film policji ze Starogardu Gdańskiego

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na motofakty.pl Motofakty