Polak za kierownicą

Redakcja
Fot. Maciej Pobocha
Fot. Maciej Pobocha
O tym, skąd bierze się agresja na drodze i dlaczego denerwują nas inni kierowcy z Andrzejem Markowskim, wiceprzewodniczącym Związku Psychologów Transportu rozmawia Maciej Pobocha.

Trąbienie, mruganie światłami i wymachiwanie rękoma to codzienność na polskich drogach. Czy jesteśmy agresywnymi kierowcami kierowcami?

Zdecydowanie tak. Należymy do jednej z niewielu wyraźnie agresywnych nacji motoryzacyjnych, przy czym nasza agresja jest bezinteresowna. Gdybyśmy porównali Polaków i np. Francuzów czy Włochów, to zachowanie południowców można określić mianem "pawiego ogona". Oni chcą pokazać, jak wspaniałymi są kierowcami, że potrafią poradzić sobie w najtrudniejszych warunkach i przy okazji - jak im się wydaje - jechać bezpiecznie. Popisują się. My też się popisujemy, ale z nutą agresji.

Skąd w Polakach ta bezinteresowna agresja?

Bierze się częściowo z naszego stosunku do norm, reguł. Traktujemy je jako ograniczenie wolności a nie coś, co ma zwiększyć nasze bezpieczeństwo. Skoro w Finlandii każdy, poczynając od drwala na premierze kończąc, podlega tym samym prawom, tego samego się od niego wymaga i wyjątków nie ma, to jest wewnętrzne głębokie przekonanie, że nie trzeba niczego nikomu udowadniać łamiąc normy. A proszę sobie wyobrazić tego rodzaju zachowanie w naszym kraju. Premier przejeżdża z niedozwoloną prędkością środkiem miasta. Nie dość, że włos mu z głowy nie spadnie, to jeszcze posłuszny policjant będzie usuwał z drogi inne samochody. Ta wybiorczość w stosowaniu się do zasad jest cechą charakterystyczną społeczeństw dojrzałych inaczej.

U nas dostrzec można rys mongolski w złego tego słowa znaczeniu. Kto jest wyżej w hierarchii, ten ma więcej praw, kto niżej, ten niewolnikiem. My nie chcemy być niewolnikami, więc próbujemy znaleźć chociaż niewielką niszę w naszym życiu codziennym, która pozwoli nam poczuć, że coś znaczymy. Jest nią jazda samochodem. Możemy się w nim popisać, złamać

Fot. Maciej Pobocha
Fot. Maciej Pobocha

przepisy. W domu pracy trzeba w pewien sposób uzgadniać z innymi to, co będzie się działo, a na drodze nie trzeba. Wystarczy wcisnąć gaz i pokazać temu obok, gdzie jego miejsce.

Drugą przyczyną agresji jest niedojrzałość emocjonalna, która dotyczy szczególnie młodych mężczyzn i kobiet przejmujących męskie role. Łączy się nią niedojrzałość społeczna - znamy normy, ale uważamy, że nie musimy ich przestrzegać. Wymagamy tego od innych, ale nie od siebie. To takie trochę schizofreniczne spojrzenie. Jeśli ktoś pod naszym oknem będzie przejeżdżał z prędkością 100 km/h, a ograniczenie jest do 50 km/h, to jesteśmy gotowi pierwsi dać mu popalić. Jeśli sami jedziemy te 100 km/h i nie walnie w nas piorun z jasnego nieba, to po drugim czy trzecim razie myślimy, że jesteśmy lepsi od innych przeciętniaków, bo norma jest dla przeciętnych. Mechanizm agresji pozwala na bardzo szybkie i łatwe dowartościowanie się.

Co najbardziej denerwuje polskich kierowców?


Przede wszystkim inni kierowcy. Wydaje nam się, że jeździmy w grupie durniów, którzy nie mają żadnych umiejętności. Po drugie denerwują nas fatalne drogi. Wszystko jedno, czy jakiś odcinek jest dobry, czy zły, to zawsze można na niego zrzucić odpowiedzialność za to, że coś nam się nie udało. Po trzecie drażnią nas przepisy. Innymi słowy denerwuje nas wszystko, co zewnętrzne. Wynajdujemy wady na zewnątrz nie szukając ich u siebie. Myślimy: "To inni są winni, ja nie". Takie myślenie prowadzi do próby rozwiązania sytuacji próbnych poprzez agresję, narzucenie swojego sposobu myślenia, patrzenia na świat.

Jakie są główne grzechy polskich kierowców?

Zadufanie, czyli głębokie przekonanie, że jest się doskonałym. Fachowo określa się to mianem nietrafnej oceny kompetencyjnej. Przeceniamy siebie w roli kierowcy. Nie potrafimy spojrzeć z pokorą na swoje niesprawności. Rzadko ćwiczymy swoje umiejętności.

Co działa na polskich kierowców? Kara w postaci mandatu, a może widok wypadku?

Na pewno nie widok wypadku, bo wtedy myślimy: "To on był nieuważny, to on jechał za szybko i nie potrafił sobie z tym poradzić. Ja taki nie jestem". Widok rozbitych samochodów, krew na drodze powodują, że w najlepszym przypadku przez najbliższe kilka kilometrów kierowca będzie jechał ostrożniej, ale później znowu wciśnie gaz. Większe znaczenie ma kara, zagrożenie w postaci zabrania prawa jazdy. Ale idiotami nie jesteśmy i wiemy, kiedy kara taka naprawdę może nas spotkać. Dlatego zwalniamy przed fotoradarem, ale już na zwykłym znaku ograniczenia prędkości niekoniecznie, bo nie zawsze stoi za nim patrol policji.

Normy ruchu drogowego są umowne, więc ich zasadność w oczach kierowców jest dość dyskusyjna. O ile w zasadzie nikt nie twierdzi, że można zabijać, o tyle konieczność jechania z prędkością 50 km/h już nie jest tak oczywista, bo dlaczego nie 60, albo 70 km/h? W dodatku gdyby inni przestrzegali zasad, to pewnie i ja bym to robił zgodnie z zasadą "jeśli wlecisz między wrony…". Tak można tłumaczyć fakt, że Polacy wyjeżdżający samochodami za granicę zachowują się na drodze tak jak mieszkańcy państwa, w którym akurat są. I jeśli w Szwajcarii wszyscy trzymają się dozwolonej prędkości, to nasi kierowcy też.

Czy polscy kierowcy uczą się na swoich błędach?

Jeśli chodzi o technikę jazdy, to tak. Jeśli o stosunek do norm i zasad, to nie.

Czy wariatów na drodze można pozbyć się zwiększając kary za nieprzepisową jazdę? A może wystarczy zasada "zero tolerancji"?


Takie przedmiotowe traktowanie kierowców nic nie da. Należy ich uczyć szacunku do siebie samych i do innych. Tylko w ten sposób można sprawić, że na drogach będzie bezpieczniej. Nauką szacunku można pozbyć się patologicznych zachowań wynikających z naśladownictwa. Zanim sami siądziemy za kółko, widzimy, jak prowadzą samochody nasi dziadkowie, rodzice, znajomi. Jeśli oni robią to bez szacunku dla innych, czyli łamią przepisy, brak im kultury jazdy i są agresywni, to jest duże prawdopodobieństwo, że przejmiemy od nich część tych cech.

Czy szkolenie kandydatów na kierowców w polskim wydaniu sprzyja zwalczaniu agresji?

Absolutnie nie. Szkolenia na prawo jazdy są nieefektywne. Pewne umiejętności tresuje się, a nie szkoli. Chodzi o posługiwanie się urządzeniem, jakim jest samochód. Próbuje się wymusić zapamiętanie pewnych reguł ruchu drogowego. Nie uczy się bezpieczeństwa zachowania w ruchu. Instruktorzy się są do tego przygotowani. Znają się na technice jazdy, ale nie na mechanizmach zachowania ludzi. Nie wiedzą, dlaczego Wojtek w sytuacji pustej drogi będzie jechał spokojnie, a Jacek grzał, ile mocy w silniku. Nie mają ani wiedzy fachowej ani umiejętności dostosowania szkolenia do potrzeb poszczególnych kandydatów na kierowców.

A przecież różnimy się od siebie sposobem działania, co wynika z naszej struktury intelektualnej, osobowościowej, sposobu odbierania świata. Bez wiedzy o sobie samym popełnia się błędy, które mogą być groźne dla siebie samego i dla innych. Wiedza o swoich słabościach pozwala nie przekraczać tej niewidocznej często bariery, za którą zaczyna się tragedia. Psychologia nie jest lekarstwem na wszystkie bolączki, ale ma narzędzia pozwalające na wykorzystanie ich tak, aby wiedza dostarczana człowiekowi była przez niego z pożytkiem wykorzystana. Świadomość o tym, jak będzie się działało w sytuacji stresu czy zagrożenia daje kapitalną możliwość odpowiedniego zareagowania. Jeśli wiem, że będę szedł w stronę agresji, to będę zauważał swoje agresywne zachowanie i starał się z nim walczyć.

Co sądzi Pan o przestrzeganiu się przez CB-radio o kontrolach radarowych?

To cwaniactwo świadczące o niedojrzałości. Tacy kierowcy są bardziej niebezpieczni od tych, którzy nie potrafią sobie poradzić przy parkowaniu. Ostrzegając przed policją nie uczą szacunku do innych. Tworzą obyczaj zwiększający liczbę durniów na drodze.

Czy hasło "baba za kierownicą" ma potwierdzenie w rzeczywistości?

Margines bezpieczeństwa w przypadku kobiet jest większy niż w przypadku mężczyzn. Jeżdżą one ostrożniej, spokojniej. Panie nie mają potrzeby rywalizowania na drodze. Mężczyźni, uogólniając, jeżdżą na granicy ryzyka. Kobiety dwukrotnie rzadziej powodują wypadki i nie chodzi tu o sumaryczną ilość wypadków, ale ich stosunek do ilości przejechanych kilometrów.

Wśród agresywnych kierowców można wyróżnić cztery typy:

- Mad max: uważa się za najważniejszego na drodze. Wszyscy muszą mu ustępować i jego się słuchać. To on, w swoim mniemaniu, decyduje o tym, co na drodze będzie się działo. No chyba, że na drodze jest policja, ale ona gra w innej lidze i to się nie liczy.

- Wychowawca: ogromną satysfakcję sprawia mu, gdy zobaczy, że ktoś popełnia błąd, że źle się zachował np. skręcając nie włączył kierunkowskazu, nieprawidłowo zaparkował. Ma wewnętrzny przymus strofowania takich ludzi: mrugania światłami, trąbienia czy znaczącego pukania się w czoło. Agresja wychowawcy musi mieć czynnik wywoławczy w postaci złego zachowania innych.

- Słodka idiotka: osoba która wie, że obowiązują pewne normy, ale dość wybiórczo albo w ogóle ich nie przestrzega. Potrafi zaparkować w bramie i wracając po półgodzinie stwierdzić z rozbrajającym zdziwieniem "To tutaj stanąć nie można"? To pewien sposób manipulowania otoczeniem.

- Nadmiernie lękliwy: osoba, która w każdej innej sytuacji życiowej poza jazdą samochodem czuje się niepewnie. Siadając za kółko odpręża się, nic go nie stresuje, ma wszystko w nosie. Zaczyna zachowywać się w sposób nieprzewidywalny, bo prowadzenie samochodu działa na niego jak narkotyk.

Mężczyźni są częściej "wychowawcami", a kobiety "słodkimi idiotkami". Jeśli chodzi o syndrom mad maxa, to w tej chwili, choć nadal przeważają w nim mężczyźni, to kobiet-mad maxów zaczyna przybywać. To te panie, które w innych sytuacjach przyjęły męskie role np. pracują w dużych korporacjach i gonią za sukcesem. Można przyjąć, że co najmniej jedna trzecia kierowców to kierowcy z syndromami. Ok. 5 proc., czyli 700 tys. kierowców, to ludzie, którzy nigdy nie powinni siadać za kółko, bo ze względu na swoją agresję są potencjalnymi zabójcami.

Jak unikać awantur na drodze

- nie traktuj problemów na drodze zbyt osobiście;

- unikaj kontaktu wzrokowego z innymi kierowcami (to często odbierane jest jako prowokacja i “zaproszenie" do konfrontacji)

- nie pokazuj obraźliwych gestów, bo jest to zaproszenie do awantury;

- używaj klaksonu jedynie w ostateczności; nawet uprzejme ostrzeżenie może zostać odczytane jako "zaproszenie" do awantury;

- staraj się trzymać prawego pasa ruchu; agresywny i przekraczający przepisy kierowca może uznać, że specjalnie blokujesz mu drogę;

- stojąc na światłach staraj się nie blokować pasa do skrętu w prawo; agresywny i przekraczający przepisy kierowca może uznać, że złośliwie zablokowałeś mu drogę;

- planuj przejazd z pewnym zapasem czasu, by się specjalnie nie śpieszyć;

- gdy spotkasz na drodze "gniewnego kierowcę" uśmiechnij się i gestem przeproś, nawet jeśli w niczym nie zawiniłeś; taki gest łagodzi negatywne emocje i blokuje dalsze zachowania agresywne;

__

Opracowanie : T.W. Bratos, J.M. Wojciechowski, A. Markowski

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Otwarcie sezonu motocyklowego na Jasnej Górze

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na motofakty.pl Motofakty