Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Polskie drogi­

Andrzej Krajewski
fot. Andrzej Sidor/Forum: W zasadzie dla Polaków nie ma rzeczy niemożliwych do zrobienia, chyba że... muszą zbudować drogę
fot. Andrzej Sidor/Forum: W zasadzie dla Polaków nie ma rzeczy niemożliwych do zrobienia, chyba że... muszą zbudować drogę
Zakładać, że Polacy zaczną kiedykolwiek na masową skalę budować drogi, to tak, jakby mieć nadzieję, że islamscy terroryści w końcu pokochają Amerykanów.

Zakładać, że Polacy zaczną kiedykolwiek na masową skalę budować drogi, to tak, jakby mieć nadzieję, że islamscy terroryści w końcu pokochają Amerykanów, a Palestyńczycy Żydów. Takie cuda może i są możliwe, ale jakoś nie chcą się wydarzyć.

 

Równa, wielopasmowa, długa na setki kilometrów droga to nadal rzecz niespotykana w kraju nad Wisłą. I to mimo że od kiedy Polska odzyskała niepodległość, odnieśliśmy tak wiele sukcesów. Wyrwaliśmy się z rosyjskiej strefy wpływów i staliśmy się członkami Unii Europejskiej.

 

Przez ostatnią dekadę, jeśli chodzi o tempo wzrostu gospodarczego, wyprzedza nas w świecie jedynie dziesięć państw. W zasadzie dla Polaków nie ma rzeczy niemożliwych do zrobienia, no chyba że... muszą zbudować drogę. I choć wszyscy są zmotywowani koniecznością organizacji Euro 2012, choć są fundusze, dobre chęci i presja społeczna, to roczne tempo budowy autostrad liczy się w metrach. Warto by się więc zastanowić nad przyczyną.

fot. Andrzej Sidor/Forum: W zasadzie dla Polaków nie ma rzeczy niemożliwych do zrobienia, chyba że... muszą zbudować drogę
fot. Andrzej Sidor/Forum: W zasadzie dla Polaków nie ma rzeczy niemożliwych do zrobienia, chyba że... muszą zbudować drogę

 

Specjaliści wskazują na złe prawo, organizacyjny bałagan w instytucjach rządowych, brak strategii itd. Ale przecież to są nieodłączne elementy naszej rzeczywistości i każdą inną rzecz w końcu udaje się zbudować. Może więc przyczyna leży głębiej? Może coś prostego, szerokiego i oczywistego jest sprzeczne z polską naturą?

 

Bo przecież prawdziwi Polacy dróg nigdy nie budowali. Od niepamiętnych czasów Lechistan przecinało około dwudziestu wydeptanych traktów handlowych, co obchodziło władzę centralną wówczas, gdy można było na nich postawić komory celne i pobierać opłaty od przejeżdżających kupców. Sejm po raz pierwszy postanowił podebatować o ich stanie dopiero w 1525 r. Po dyskusji posłowie doszli do wniosku, że kupcy złośliwie robią wszystko, aby omijać komory celne, więc im mniej dróg, tym ich szanse na ucieczkę przed opłatami są mniejsze.

 

Do zagadnień komunikacyjnych wrócono po około dwóch pokoleniach. Tym razem na zwołanym w Lublinie w 1569 r. Sejmie, przy okazji zawiązania unii realnej między Polską i Litwą, posłowie postanowili pozbyć się raz na zawsze problemu drogowego. Uchwalono wówczas ustawy nieco przypominające koncepcję rozwoju sieci dróg, jaką forsowano w III RP w latach 90.

 

Zdecydowano po pierwsze o dokonaniu lustracji i spisu wszelkich traktów, mostów i grobli, a następnie o ich sprywatyzowaniu. Odtąd o ich stan mieli się troszczyć właściciele ziemscy lub dzierżawcy, na których terenach się one znajdowały. W zamian mogli pobierać myto. Przy czym nikt nie kontrolował, czy zarobione tak środki przeznaczano na remontowanie szlaków. W efekcie szczęśliwi posiadacze szos łupili z gotówki kogo się dało, a dbanie o to, po czym jeździli podróżni, nawet im nie przychodziło do głowy.

 

Konsekwencje tego poniosła Rzecz­­­­­pospolita w roku 1626. Na Pomorzu wylądowała szwedzka armia i zablokowała Gdańsk. Następnie król Gustaw Adolf nałożył cło na wywożone przez port zboże. Poza drogą wodną nie istniała żadna inna możliwość eksportowania kluczowego dla polskiej szlachty towaru na Zachód.

 

Co roku Szwedzi inkasowali 30 mln zł, co dziesięciokrotnie przewyższało roczne dochody budżetowe Rzeczpospolitej. Oczywiście Polacy stoczyli bohaterską wojnę o Pomorze, niestety zakończoną porażką. Pozbycie się okupanta zajęło im prawie dziesięć lat. A mimo to nikomu nie przyszło nawet na myśl, żeby wybudować choć jedną utwardzoną drogę na Zachód.

 

Sto lat później władca Prus Fryderyk Wielki powtórzył szwedzki trik. W punkcie, gdzie granica jego państwa stykała się z Wisłą - Kwidzyniu - ustawił komorę celną oraz baterię dział. I Polacy płacili mu haracz, bo nie mieli innego wyjścia. Jedynie bowiem przez Gdańsk mogli prowadzić handel z innymi krajami. Dopiero błagania króla Stanisława Augusta Poniatowskiego sprawiły, że za swym kochankiem ujęła się cesarzowa Rosji Katarzyna II, przywołując Prusaków do porządku. Ale nim komorę celną zlikwidowano, Fryderyk Wielki zagrabił ok. 6 mln zł.

 

Ten bolesny fakt sprawił, że władze postanowiły coś zrobić. Powołana przez króla do życia Komisja Ekonomiczna w 1764 r. zaktualizowała spis dróg, mostów i grobli. By zaś zmotywować właścicieli do troski o nie, przyznano im prawo pobierania opłat od podróżnych wypasających wierzchowce i zwierzęta pociągowe na przydrożnych łąkach. W praktyce nic się nie zmieniło. Przyzwyczajenie do tego stanu rzeczy było tak wielkie, że głośnym echem w całym kraju odbił się fakt zbudowania dwóch dróg z prawdziwego zdarzenia na Polesiu.

 

Miecznik powiatu pińskiego Mateusz Butrymowicz przekonał okoliczną szlachtę i wielkiego hetmana litewskiego Michała Ogińskiego, by wyłożyli gotówkę na budowę przez bagna dwóch utwardzonych traktów z Pińska do Słonimska oraz do Wołynia. Dzięki nim miejscowa ludność mogła o wiele szybciej dojechać do Wilna i Warszawy. Na forum Sejmu imć poseł Darłowski grzmiał, że na Podolu gniją olbrzymie stogi zboża, bo z powodu błota na drogach nie można ich przewieźć i sprzedać gdzie indziej.

 

Z kolei poseł Nax udowadniał, że łatwiej sprowadzić do Polski towary z Hamburga niż słoninę z Ukrainy. Podkreślano, że w miastach leżących z dala od głównych szlaków wodnych ceny żywności są paskarskie. Ubolewano nad wysokością myta pobieranego przez właścicieli dróg. W końcu w 1787 r. Sejm zarządził śledztwo "powszechne i ogólnokrajowe" w sprawie nadużyć związanych ze stanem dróg i pobieranymi na nich opłatami, ale nie udało się go zakończyć przed ostatnim rozbiorem.

 

Tymczasem to, co zdobyli zaborcy, wcale nie wprawiło ich w euforię. Kiedy cesarz Austrii Józef II wybrał się wielką, sześciokołową karetą na wizytację Galicji, przeżył gehennę, przebijając się stale grzęznącym w ziemi pojazdem aż do Lwowa. Na koniec jego cenna kareta zatonęła w błocie na środku lwowskiego rynku.

 

Cały ten specyficzny urok Rzeczpospolitej zaczął zanikać pod rządami zaborców. Bez litości zmuszali oni Polaków do budowania dróg, zwłaszcza okrutni Prusacy. Zmieniło się to niedługo po odzyskaniu niepodległości. W skromnym budżecie II RP na utrzymanie szlaków lądowych wydzielano nie więcej niż jego 0,8 proc.

 

Za to w 1931 r. uchwałą sejmową utworzono Państwowy Fundusz Drogowy. By go zasilić, obłożono wszelkie pojazdy mechaniczne opłatą od ich wagi. Właściciele samochodów płacili rocznie 40 zł za każde 100 kg swych aut, a motocykli nawet 50 zł, co było kwotą bardzo wysoką przy średnich zarobkach wynoszących 200-300 zł miesięcznie. Dzięki temu liczba zarejestrowanych samochodów prywatnych spadła z ponad 39 tys. w 1931 r. do 26 tys. w ro­­ku 1933.

 

Po drogach mało co jeździło i był spokój. Podobny spokój panował w pierwszych dekadach PRL. Własny samochód nadal stanowił luksus, a do tego jeszcze za sprawą przesunięcia Polski na zachód zyskaliśmy na jednej trzeciej obszaru niemiecką sieć dróg i nawet dwa nieco wysłużone odcinki autostrad. Te zdobyczne i pozostawione przez zaborców szosy starczyły na dziesięciolecia.

 

Choć trzeba przyznać, że gdy do władzy doszedł Edward Gierek, który zbyt długo mieszkał we Francji (kraj z drugą jakościowo i ilościowo po niemieckiej siecią dróg w Europie), przez kilka lat budowano nowe szlaki komunikacyjne. Powstała nawet autostradopodobna gierkówka Katowice - Warszawa, choć niestety na doprowadzenie jej do Gdańska zabrakło pieniędzy. Podobnie jak na realizację ambitnego planu budowy dwóch autostrad wschód - zachód.

 

Po tym krótkim zrywie wrócono w PRL do zwykłego drogowego marazmu. No, ale w końcu przytrafiła się nam niepodległość niosąca ze sobą ten problem, że jeśli chce się w pełni czerpać profity z należenia do UE, to dobre drogi są niezbędne. Tylko jak je zbudować i utrzymać, skoro ta czynność jest sprzeczna z naturą prawdziwego Polaka?

od 12 lat
Wideo

Stop agresji drogowej. Film policji ze Starogardu Gdańskiego

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na motofakty.pl Motofakty