Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ręce przymarzły do kierownicy

Marek Ponikowski
Reprodukcja z dodatku do „Kuriera Warszawskiego”: 23 sierpnia 1934 roku, aleja Szucha w Warszawie. Początek wielkiej przygody.
Reprodukcja z dodatku do „Kuriera Warszawskiego”: 23 sierpnia 1934 roku, aleja Szucha w Warszawie. Początek wielkiej przygody.
Siedem grubych skoroszytów z maszynopisami. Tyle pozostało po fantastycznej wyprawie pary młodych Polaków sprzed siedemdziesięciu lat.

Siedem grubych skoroszytów z maszynopisami. Pożółkłe czasopisma, album z różnojęzycznymi wycinkami prasowymi i pudła pełne fotografii małego formatu - tyle pozostało po fantastycznej wyprawie pary młodych Polaków sprzed siedemdziesięciu lat.

  

Ona - wówczas 27-letnia drobna blondyneczka, stale uśmiechnięta, z nieodłącznym papierosem. Halina Bujakowska, córka Józefa Korolca, prezesa wileńskiego "Pruidentialu", który po przejściu na emeryturę prowadził pensjonat "Jasna" w uzdrowisku Druskienniki. On - Stanisław Bujakowski, nieco starszy od żony, syn druskiennickiego lekarza zdrojowego. Wysoki, szczupły, wysportowany. Marzyli oboje o wielkiej przygodzie. Eskapada motocyklem do Chin miała być ich nieco spóźnioną podróżą poślubną.

 

Namiot w plecaku. Cztery koce, dwie poduszeczki, dwa płaszcze od deszczu, walizka, w niej dwie suknie (straszna prawda), dwa sportowe ubrania, po dwa swetry, trochę bielizny, zmiana butów. Kuchnia składana - prymus i rondle z aluminium. Maszyna do pisania. Dwa aparaty

Reprodukcja z dodatku do „Kuriera Warszawskiego”: 23 sierpnia 1934 roku, aleja Szucha w Warszawie. Początek wielkiej przygody.
Reprodukcja z dodatku do „Kuriera Warszawskiego”: 23 sierpnia 1934 roku, aleja Szucha w Warszawie. Początek wielkiej przygody.

fotograficzne. Zapas niezbędnych części zamiennych (…) i komplet narzędzi. Sznur i łopata. Ja i mój chłopiec ubrani w białe combinaison z żaglowego płótna, takież hełmy - ten spis podróżnego inwentarza (pisownia zachowana) widnieje na pierwszej stronie dziennika podróży spisywanego przez Halinę.

 

No i motocykl. W tekstach brak szczegółowych danych na jego temat. Wiadomo tylko, że był angielskiej marki BSA. Pojemność silnika 1000 cm3
, moc 10 KM. Oczywiście z bocznym wózkiem, wyprodukowanym w Łodzi "na wiedeńskiej licencji", jak zanotował Stanisław Bujakowski.

 

Zdołałem ustalić, że był to zapewne dwucylindrowy G 34-14 "Word Tour".

 

Młoda para zamierzała finansować podróż z honorariów za korespondencje prasowe. Ich głównym - jakbyśmy dziś powiedzieli - sponsorem był "Kurier Warszawski". Mieli też pisać do dwutygodnika "Świat" i czasopisma "Motocykl". Wyruszyli 19 sierpnia 1934 roku z Druskiennik, ale oficjalny początek wyprawy nastąpił w cztery dni później w warszawskiej alei Szucha, przed ówczesną siedzibą Automobilklubu Polski.

 

Do Indii

 

Trasa wiodła przez Niemcy, Czechosłowację, Austrię, Jugosławię i Bułgarię do Turcji. Prawie miesiąc zabrało im dotarcie na kontynent azjatycki.

 

Tureckie drogi okazały się specyficzne. Szosa taka albo kończyła się mostem rozebranym, zupełnie niezabezpieczonym lub wyglądała jak kartoflisko - pisał Stanisław Bujakowski w korespondencji dla "Motocykla". Ale i to było zaledwie preludium.

 

Gdy po przejeździe przez Syrię i Irak dotarli do Persji, odziani w swe letnie combinaison, czekała ich niemiła niespodzianka. Z Teheranu do Meshedu odległość przeszło 900 km zajęła nam tydzień czasu. (…) Szosa pomarszczona w drobne fale tak trzęsie, że już na drugi dzień bagażnik był urwany razem z błotnikiem. Trzeciego dnia pękł tylny uchwyt wózka. (…) Stawaliśmy przed wieczorem, gdyż ledwie trzymałem się na motorze. Ręce przymarzły mi do kierownicy, a wiatr północny zamrażał na kość. O spaniu w nocy nie było mowy.

 

W Persji pęka tryb pompy olejowej. Nowy dorabia miejscowy mechanik. W Indiach, gdzie z kolei doskwiera Halinie i Stanisławowi tropikalny upał, pękają mocowania łączące motocykl z przyczepą. Sypią się szprychy w kołach, niedostosowane do trudnych warunków i fatalnych dróg.

 

Mężnie jadą dalej. Bombaj, Kalkuta, tygrysy spacerujące po szosie i monsunowe ulewy. Oraz prozaiczne problemy z nieterminowo docierającymi przekazami pieniężnymi. Ale także zachwyt egzotyczną urodą Indii. Świt. Jak okiem sięgnąć bezkresna równina łąk i piasku. Pierwsze blaski

Fot. archiwum rodzinne pp. Twardowskich: Na mecie w Chinach. Halina Bujakowska pozuje przy motocyklu z biało-czerwonym proporczykiem na kierownicy.
Fot. archiwum rodzinne pp. Twardowskich: Na mecie w Chinach. Halina Bujakowska pozuje przy motocyklu z biało-czerwonym proporczykiem na kierownicy.

słońca mienią się pastelowymi barwami w smugach mlecznej mgły. Rozwłóczyła się po równinie, opadła, znikła…wstało królewskie słońce - zapisuje Halina na brzegu Gangesu.

 

Pierwsi w Chinach

 

W Syjamie (dzisiejszej Tajlandii) nie wytrzymuje jedno z łożysk w silniku. Porę deszczową, która uniemożliwiała dostawę niezbędnych części, przeżywają w namiocie na skraju dżungli. Stanisław zapada na dżumę. Przez kilka miesięcy Halina pielęgnuje chorego męża i troszczy się o małego niedźwiadka, którym się zaopiekowała.

 

Mozolna wędrówka przez Birmę. Błotnista maź i pijawki wysysające krew. Znów pęka połączenie wózka i motocykla. We francuskich Indochinach jest już lepiej. Luang Prabang, Hanoi, zwiedzanie świątyń Angkor… 21 lutego 1936 roku Bujakowscy przekraczają granicę Chin. Tutejsze asfalty oceniają jako doskonałe, ale BSA z numerem rejestracyjnym W 19484 i tabliczką PL na tylnym błotniku ledwie zipie. Już po paru kilometrach po raz trzeci odpada przyczepa, potem psuje się skrzynia biegów. Ostatni odcinek trasy Halina i Stanisław przebywają na pokładzie statku. 15 marca jako pierwsi europejscy motocykliści wjeżdżają do Szanghaju. Za nimi 23 400 kilometrów dróg i bezdroży, w koszmarnych nieraz warunkach klimatycznych, wśród dzikich zwierząt i nie zawsze przyjaznych Azjatów.

 

Wichry wojny

 

Tu kończy się motocyklowa epopeja, ale nie przygoda życiowa Haliny i Stanisława Bujakowskich. Niebawem Japończycy najeżdżają Chiny. Na Szanghaj sypią się bomby lotnicze. Stanisław fotografuje wojenne okropności i pisze korespondencje dla polskiej prasy, Halina, która spodziewa się dziecka, wyjeżdża pociągiem przez Syberię do bezpieczniejszej - zdawałoby się - Polski. Gdy w grudniu 1938 rodzi się Jarema Stanisław Bujakowski, ojciec wyrusza z Chin, by go zobaczyć. Wybucha wojna w Europie. Halina i Stanisław na długie lata tracą ze sobą kontakt.

 

Bujakowski nigdy już do Polski nie wrócił. Ukończył w Anglii kurs pilotażu, latał w Afryce przerzucając samoloty RAF ze Złotego Wybrzeża do Egiptu. Potem wyjechał do Indii, gdzie dostał pracę w prywatnej firmie lotniczej.

 

Halina Bujakowska z synkiem i resztą rodziny w 1945 roku opuszcza sowieckie już Druskienniki. Osiedla się w Gdańsku, licząc, że nad morzem łatwiej będzie o jakieś wieści od Stanisława. Jej siostrzeniec Hubert Twardowski wspomina, że ciotka spędzała całe dni przy maszynie do pisania. Jak zwykle z papierosem w ustach, porządkowała swe zapiski z motocyklowej epopei. Chciała je wydać w książce. Spore fragmenty opublikowała w 1946 r. - jako korespondencje z egzotycznych, azjatyckich krain - w pierwszych numerach "Rejsów" - dodatku "Dziennika Bałtyckiego". Potem udało się jej wyjechać do Kalkuty. Zmarła tam na początku lat 60. Stanisław umarł jeszcze wcześniej. Ich syn, Jarema Stanisław Bujakowski, obywatel Indii, reprezentował swój kraj na Igrzyskach Olimpijskich w Squaw Valley (USA) w roku 1960. Zajął 26 miejsce w biegu zjazdowym.

 

Mieszkająca w Polsce rodzina straciła z nim kontakt w kilka lat później.

 

Ot, polskie losy - z motocyklem w tle.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Drożeją motocykle sprowadzane z Niemiec

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na motofakty.pl Motofakty