Kamery w autach to totalna inwigilacja? „Każdy ma prawo do bezpieczeństwa”

redakcja.regiomoto
- Będziemy jeszcze surowiej karać drogowych piratów - zapowiada Jacek Mnich, szef mazowieckiej drogówki
- Będziemy jeszcze surowiej karać drogowych piratów - zapowiada Jacek Mnich, szef mazowieckiej drogówki
- Będziemy jeszcze bardziej restrykcyjni w swoich działaniach, ale w granicach prawa – zapowiada Jacek Mnich, szef mazowieckiej drogówki. Zachęca też kierowców do przysyłania na policję filmów z kamer, pokazujących łamanie przepisów drogowych.
- Będziemy jeszcze surowiej karać drogowych piratów - zapowiada Jacek Mnich, szef mazowieckiej drogówki
- Będziemy jeszcze surowiej karać drogowych piratów - zapowiada Jacek Mnich, szef mazowieckiej drogówki

Piotr Kutkowski, „Echo Dnia": Kierowca, przy wyjeżdżaniu tyłem z bramy, uderzył swoim autem w jadący ulicą samochód. Nikt nie odniósł obrażeń, uszkodzone zostały pojazdy. Jak pan, jako policjant drogówki ukarałby tego kierowcę?

Jacek Mnich: - Tak, jak pozwala na to prawo. A zakłada ono możliwość ukarania mandatem za popełnienie wykroczenia i stworzenia zagrożenia. To, co najmniej 220 złotych mandatu, ale może być i 500 złotych. Pozwala także na zatrzymanie prawa jazdy i skierowanie sprawy do sądu.

Ten przykład, który podałem pochodzi sprzed tygodnia, z Kozienic. Policjanci zatrzymali kierowcy prawo jazdy. Słusznie?

- To oni byli na miejscu zdarzenia, to oni sporządzali dokumentację, wysłuchali uczestników i ewentualnych świadków, to oni oceniali zagrożenie, jakie powstało. Potocznie mówi się, że policjanci zatrzymali prawo jazdy, ale tak naprawdę taka decyzja leży w kompetencjach sądu. To on zapozna się z materiałami i oceni, czy są ku temu podstawy. Zadaniem policjantów jest obronić swoją decyzję, to znaczy podjąć ją na podstawie obowiązującego prawa i właściwie udokumentować.

Zobacz też: Siedem zarzutów dla "Froga", ale żadnego za łamanie przepisów drogowych

Mówimy o fakultatywnym zatrzymaniu prawa jazdy przez policjantów za wykroczenie. Kiedyś nie słyszało się o takich decyzjach policji, teraz praktycznie nie ma dnia, by o nich nie informowano.

- Ten przepis istnieje od wielu lat, ale nie był zbyt często wykorzystywany. Obecnie się to zmieniło, gdyż podejmowane działania nie przynosiły oczekiwanych efektów w postaci zdecydowanej poprawy bezpieczeństwa na drogach.

Polecenie przyszło z góry?

- Nie jest tajemnicą, bo informowały o tym media, że sygnał do zaostrzenia trybu postępowania, poprzez maksymalne wykorzystanie możliwości wynikających z istniejącego prawa, dała Komenda Główna Policji. W pełni to popieram, bo chodzi przede wszystkim o bezpieczeństwo nas wszystkich. Przecież praktycznie każdego dnia media informują o „wyczynach piratów drogowych", a pewnie także wielu z nas kierowców jest świadkami takich karygodnych zachowań.

Ile razy mazowieccy policjanci stosowali takie sankcje?

- Od kwietnia do końca ubiegłego tygodnia było 239 fakultatywnych zatrzymań praw jazdy. Ale jest ich już więcej.

Czy zatrzymywanie praw jazdy nie oznacza nadmiernych sankcji? Przecież każdemu kierowcy może zdarzyć się chwila nieuwagi...

- Tak i dlatego tak ważna jest ocena policjantów, czy doszło do dużego zagrożenia i co było tego przyczyną. Kolizją może być otarcie się samochodów, ale może też być kompletne ich rozbicie, gdzie straty idą w dziesiątki tysiące złotych. Jeśli dochodzi do kolizji na skutek szaleńczej jazdy – na pewno i sankcje powinny być jak najsurowsze. Tak jak i sankcje za popełnianie wykroczeń na przejściach dla pieszych i w pobliżu przejść. Z naszych danych wynika, że najwięcej jest wypadków z udziałem kierowców samochodów osobowych oraz pieszych. Musimy działać na styku tych dwóch grup, by takich wypadków było jak najmniej.

Jeden weekend w Radomiu i 700 mandatów, w tym 200 dla pieszych za wykroczenia w pobliżu przejść. Policjanci nie przesadzili?

- Ktoś, kto szaleje na drogach doskonale zdaje sobie sprawę, że naraża siebie i innych. I jednocześnie naraża się na karę, stąd pretensje powinien mieć tylko do siebie. Podobnie jak i pieszy, który łamie przepis. Jego zresztą może spotkać najsurowsza kara, jaką jest utrata życia czy zdrowia, bo w zderzeniu z samochodem nie ma żadnych szans. Nam zależy, by ukaranych było jak najmniej, ale zdaję sobie sprawę, że uświadomienie im tego wymaga czasu i konsekwencji.

Zachęca pan kierowców, by przysyłali nagrane przez siebie w czasie jazdy filmy z drastycznymi wykroczeniami innych kierowców. Takie filmy mają też trafiać do policji z kamer samochodów egzaminacyjnych na prawo jazdy oraz znajdujących się w dyspozycji Miejskiego Zarządu Dróg i Komunikacji w Radomiu. Czy używane przez internautów słowa „totalna inwigilacja" są tu na miejscu?

- Każdy może pisać, co mu się podoba, a zwłaszcza wtedy, gdy robi to anonimowo. Odważnych do występowania pod nazwiskiem już nie ma. Faktem jest, że te filmy mogą stać się podstawą do ukarania takich kierowców przez sąd i to w trybie nakazowym, bez przeprowadzenia rozprawy. Co więcej, mamy rok, od momentu ujawnienia takiego wykroczenia, na dostarczenie sądowi materiału, a on kolejny rok na wydanie orzeczenia. Drogowi piraci muszą się więc liczyć z tym, że nie tylko policjanci mogą rejestrować ich wykroczenia, ale też inni kierowcy. Sama świadomość tego powinna już działać odstraszająco.

Pan też rejestrował takie wykroczenia?

- Tak, mam w prywatnym samochodzie kamerę i „na sumieniu" chyba sześciu takich piratów.

Dużo osób nadesłało wam już filmy?

- Około 20, ale przyznam, że liczyłem na więcej.

Dlaczego pana zdaniem ta liczba jest tak mała?

- Przyczyny są różne, ludzie kojarzą takie zgłoszenie z koniecznością składania zeznań, z kłopotami, boją się zarzutu o donosicielstwo. Tymczasem to nie ma nic wspólnego. To po prostu wyraz troski o bezpieczeństwo własne i innych. W Wielkiej Brytanii nikt nie ma wątpliwości, gdy z imienia i nazwiska zawiadamia policjantów o szalejącym w okolicach jego domu kierowcy. Podobnie jest w Szwecji, mam nadzieję, że stanie się to czymś naturalnym i u nas.

Policjanci drogówki mówią, że na odprawach słyszą zalecania, by nie stosować pouczeń, tylko karać kierowców winnych wykroczeń mandatami. Zresztą to pan jest autorem słów „polityka miłości się skończyła".

- Pobłażliwość tylko rozzuchwala i rodzi poczucie bezkarności. Pouczenie to coś takiego, jak pogrożenie palcem. Policjanci nadal mogą je stosować, ale na pewno nie powinni tego robić tak często, jak dawniej, kiedy nawet 30 procent interwencji kończyło się pouczeniami. Efekty tego widzieliśmy – 250 śmiertelnych ofiar wypadków na Mazowszu w 2013 roku i pierwsze miejsce pod tym względem w kraju. Pragnę zdecydowanie podkreślić, że obawy winni mieć tylko ci kierowcy, którzy swoim zachowaniem na drodze łamią obowiązujące przepisy kodeksu drogowego, natomiast ci, którzy zachowują się poprawnie, a jest ich zdecydowanie więcej, nie muszą się obawiać żadnych konsekwencji. Przecież nasze działania służą zapewnieniu bezpieczeństwa wszystkim uczestnikom ruchu drogowego, mamy prawo czuć się na drodze bezpiecznie.

Obrazek sprzed kilku dni - zatłoczona droga krajowa numer siedem i kilku motocyklistów wyprzedzających samochody slalomem przy dużej prędkością.

- Takich ludzi nie nazywam inaczej, jak idiotami za kierownicą. Siadając na motocykl o ogromnej mocy i chroniąc się za kaskiem, coś w nich wstępuje, stają się jakby kimś innym. Tym bardziej apeluję, by widząc taką jazdę dzwonić na policję. Akurat w pobliżu może być patrol, który nawet, jeśli nie zatrzyma takich motocyklistów, to zapisze numery rejestracyjne. A później na tej podstawie będziemy mogli już ustalić kierowców i ukarać ich. Bo jeszcze raz powtórzę - bezkarność rozzuchwala.

Już teraz stosowana przez drogówkę polityka zaostrzania represji spotyka się z falą krytyki. Czy pomimo tego zamierzacie nadal ją stosować?

- Jak najbardziej i co więcej będziemy jeszcze bardziej restrykcyjni w swoich działaniach, ale wszystko w ramach obowiązującego prawa. I tak długo będziemy w ten sposób działać, aż każdy z nas – pieszy, rowerzysta czy kierowca poczuje się bezpieczniej, bo do tego każdy ma prawo. My – jako policja, mamy obowiązek takie prawo każdemu zapewnić.

Rozmawiał Piotr Kutkowski, "Echo Dnia"

Jacek Mnich
Naczelnik Wydziału Ruchu Drogowego mazowieckiej policji od stycznia 2014 roku. Wcześniej pełnił taką funkcje w Komendzie Miejskiej Policji w Tarnowie. W policji służy od 1990 roku, praktycznie cały czas pracując w drogówce. Gdy kierował tarnowskim wydziałem ruchu drogowego znacznie poprawił się tam stan bezpieczeństwa na drogach. Znany był też z organizowania akcji profilaktycznych. Na Mazowszu zasłynął z surowej polityki wobec kierowców łamiących przepisy. 

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Bydgoska policja pokazała filmy z wypadków z tramwajami i autobusami

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na motofakty.pl Motofakty