Zanim rozpoczęła się druga część rajdu zawodnicy mieli dzień wolny w Saltcie. Nikt nie ukrywał, że każdy już marzył o kąpieli, śnie i odpoczynku. Jakub Piątek po przymusowej kąpieli w rzece jest lekko przeziębiony, zażywa lekarstwa. - Najważniejsze, że się wyspałem - mówi z uśmiechem motocyklista Orlenu. Kiedy Piątek wypoczywał pod kołdrą, jego mechanicy zdążyli wymienić silnik oraz zamoczoną instalację elektryczną.
Rafał Sonik, którego defekt silnika wyeliminował już z rajdu relaksował się, a po południu skorzystał z masażu. Z kolei Marek Dąbrowski i Jacek Czachor odpoczywając myślami byli już na kolejnych etapach. - Musimy je rozegrać dobrze taktycznie - rzucił krótko kierowca Toyoty z numerem 322.
Wszyscy polscy zawodnicy po południu zebrali się obok jednego z obozów Orlenu i wzięli udział w mszy świętej, którą odprawił ks. Kazimierz z Maciaszkowo - ośrodka duszpasterskiego OO. Bernardynów w argentyńskim Martin Coronado. Po mszy podzielono się opłatkiem, a w życzeniach przeważało to, by każdy szczęśliwie dotrwał do mety morderczego rajdu. Zabrakło jedynie Adama Małysza, ale nikt mu nie miał za złe. Były skoczek miał na poprzednim etapie problemy z samochodem i do Salty dotarł nad ranem mocno zmęczony. - Adam musiał się porządnie wyspać - usprawiedliwiał kierowcę Mini członek jego ekipy.
Były obawy, że spóźnienie Małysza spowodowane defektem sprzęgła przekroczyło limit czasowy i polskiego kierowcę organizatorzy mogę nie dopuścić do rajdu. Losy Małysza ważyły się długo, ostatecznie Orzeł z Wisły stanął na starcie kolejnego etapu.
Na biwaku w Salcie pojawiły się pierwsze stoiska z rajdowymi pamiątkami. Zdecydowanie więcej było oglądających niż kupujących, a to tylko dlatego, że ceny niekoniecznie szły w parze z jakością. Najtańsze były breloczki i długopisy, bo kosztowały „tylko” 100 peso (1 peso to 0,3 zł). Za czapeczkę z logo rajdu trzeba było wyłożyć z portfela już 300 peso, za koszulkę polo 500. Najdroższa była kamizelka i kurtka, którą wyceniono na 750 peso. Do kupienia były też kubki porcelanowe (150), kubki termiczne (180), kufle (250), a nawet deska do krojenia z jednym widelcem, na której widniało logo rajdu. Na biwak w Saltcie dotarła grupa polskich motocyklistów z... Manchesteru. - Pomysł pojechania i zobaczenia Dakaru z bliska zrodził się podczas jednego z naszych spotkań koła motocyklistów - tłumaczy obecność w Saltcie Jacek „Jaca” Kazimierczak.
- Spakowaliśmy nasze motory i po zapłaceniu 1200 funtów za jeden wysłaliśmy je do Santiago. Po odebraniu naszych maszyn w stolicy Chile szybko ruszyliśmy w stronę Argentyny. Miałem specjalną misję do wykonania, pozdrowić od wszystkich motocyklistów z naszego koła przede wszystkim Rafała Sonika. To nasz idol, choć ściga się na quadzie. Pierwszy raz jestem na takiej wyprawie w Ameryce Południowej, jestem zachwycony reakcją ludzi, którzy machają do nas, pozdrawiają na trasie. Zdążyłem zgubić plecak, w którym były dokumenty motocykla, ale Argentyńczycy odnaleźli mnie i oddali zgubę - z dumą opowiada polski motocyklista.
Problemy miała także wczoraj dakarowa karawana. Jazdę motocyklistów utrudniła... policja, która blokowała wjazd do parku narodowego Los Cardones. Utworzył się korek, w końcu mundurowali ustąpili, choć opóźniło to przejazd i zawodnicy do mety dojechali później niż planowano.
Stop agresji drogowej. Film policji ze Starogardu Gdańskiego
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?