Jazda zrywami. Felieton Ryszarda M. Perczaka

Ryszard M. Perczak
W świat poszła wieść, że dobudują trzeci pas na autostradzie A2 z Warszawy do Łodzi. Wiadomość bardzo radosna, choć nie wiem czy realizacji tej obietnicy doczekam. Trzeci pas to nie tylko wylanie kilkumetrowej szerokości paska asfaltu. No, ale nie zapeszajmy zanim cokolwiek zrobiono poza złożeniem obietnicy.

Jeżdżę tą drogą przynajmniej raz w tygodniu i potwierdzam, że przy obecnym nasileniu ruchu robi się już na niej momentami bardzo ciasno. Szczególnie w piątkowe popołudnie kiedy cała Warszawa jedzie po weekendowe słoiki do rodzinnych domów, ruch przy zachodnim wylocie ze stolicy jest jednym wielkim korkiem. Zresztą dalej też jest nie lepiej, tyle że ten korek sunie „dwójką” ławą w stronę Łodzi, Katowic i Gdańska.

Smęcąc się wielokrotnie wśród setek aut poczyniłem pewną obserwację, którą tutaj się dzielę. Otóż zauważyłem, że zamieszanie w płynnym ruchu jadących aut powodują głównie ci, co chcą jechać najszybciej. Jestem przekonany, że gdyby przyjąć stałą prędkość powiedzmy 110 km/h to i tak wszyscy ze stolicy do Strykowa dojechalibyśmy szybciej od tych, którzy najpierw gnają 160 km/h, po to by czając się do okazji na wyprzedzenie, zwalniają do 70 km/h. Jazda zrywami jest najgorszym z możliwych sposobów szybkiego posuwania się do przodu.

Jadąc trasą A2 do Łodzi w zeszłym tygodniu za rogatkami stolicy na wysokości Pruszkowa puściłem przed siebie dyszącego tuż za moim tylnym zderzakiem z niecierpliwości Volkswagena Transportera. Rwał do przodu ile tylko taki dostawczak może jechać. Może i faktycznie się spieszył? Kiedy mnie wyprzedził mknąc co sił do przodu, to po paru kilometrach zniknął gdzieś na horyzoncie. Potem jednak co rusz widziałem go jak się przepychał raz idąc „pełnym gwizdkiem”, a to znów potem prawie stojącego w oczekiwaniu na okazje do kolejnego przyspieszenia i wyprzedzenia. Na koniec nie bez zdziwienia zobaczyłem, że w Strykowie był najwyżej ok. trzystu metrów przede mną, gdy ja - jadąc równo prawym pasem jedynie raz na 20 kilometrów - wyprzedzałem jakiegoś tira.

Rozmawiałem ostatnio z instruktorem nauki jazdy o tym ile godzin spędził z kursantami na autostradzie. Odpowiedział mi, że jeszcze nigdy z żadnym tam nie pojechał, bo nie ma po co. W ramach szkoleń kandydatów na kierowców jest wprawdzie zapis żeby posmakować jazdy autostradą, ale to tylko teoria. Po pierwsze takich dróg wciąż u nas jak na lekarstwo, a po drugie jak już gdzieś są to instruktorzy wolą je omijać, bo są po prostu dla niewprawnych kierowców po prostu niebezpieczne. Każdy kto dostanie uprawnienia do samodzielnego kierowania samochodem musi to opanowywać na własną rękę, a skutki tego są takie jakie są tzn. autostradami jeździć nie potrafimy. Niewielu bowiem zna takie określenie, jak płynność jazdy, która jest możliwa nawet jak się jedzie 200 km/h.

Zobacz także: Test atrakcyjnego vana dla rodziny

Video: materiał informacyjny marki Citroen

Polecamy: Co ma do zaoferowania Volkswagen up!?

 

 

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Otwarcie sezonu motocyklowego na Jasnej Górze

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na motofakty.pl Motofakty