Nie warto oszczędzać na zmianie opon

Jerzy Wójcik
Fot. Archiwum Polskapresse
Fot. Archiwum Polskapresse
Zbliżająca się wielkimi krokami zima sprawia, że wielu kierowców zastanawia się nad doborem odpowiedniego kompletu ogumienia do swoich pojazdów. Jednak w większości przypadków różnorodność ofert i produktów dostępnych na rynku wcale nie ułatwia im tego zadania.
Fot. Archiwum Polskapresse
Fot. Archiwum Polskapresse

Specjaliści twierdzą, że nie można wyprodukować gumy, która będzie miała równie dobre właściwości w temperaturze -25 st. C zimą i nawet 50 stopni latem. Dlatego opona całoroczna, zarówno w lecie, jak i zimą, będzie odstawała od gum przeznaczonych na konkretną porę roku. Oczywiście, oszczędności kuszą, bo kupując oponę całoroczną zamiast kompletu letnich i zimowych, płacimy o połowę mniej. Jeżeli założymy, że przeciętna opona kosztuje 200 zł, to w roku ich kupna oszczędzamy 800 złotych, a później ok. 70 zł co roku, bo odpada nam wymiana. Jednak poza korzyściami finansowymi nie dostajemy praktycznie nic. Testy, które przeprowadzili specjaliści ze szwajcarskiego automobilklubu pokazują, że latem na całorocznej oponie auto zatrzymało się aż o 14 metrów dalej od tego, które hamowało z prędkości 100 km/h mając letnie opony. Zimą (przy hamowaniu od prędkości 40 km/h) różnica zmniejszyła się co prawda do 13 metrów w porównaniu z zimówkami. Jednak to wciąż dystans, który może przesądzić o naszym życiu lub śmierci.

**CZYTAJ TAKŻE

Opony zimowe - kiedy zmieniać?
Najwyższy czas, by zmienić opony na zimowe

**

Fot. Archiwum Polskapresse
Fot. Archiwum Polskapresse

Skoro nie warto oszczędzać na zmianie opon, może warto zapłacić mniej pompując je azotem, a nie zwykłym powietrzem (usługa droższa o ok. 40 zł). Zdania ekspertów, jak i mechaników z warsztatów są podzielone. Za azotem są oczywiście ci proponujący tę usługę. "Koła pompujemy świeżym wiejskim powietrzem" - głosi napis reklamujący usługi jednego z warsztatów w podwrocławskim Domasławiu. - Dlaczego nie azotem, jak proponuje wiele innych warsztatów? - Nie lubię oszukiwać ludzi - przyznaje Jerzy Ostrowski, szef warsztatu. - Wolę, jak klienci przyjeżdżają do mnie uśmiechnięci niż rozczarowani, bo moim zdaniem pompowanie azotem nic nie daje. Poza tym w powietrzu jest go ponad 78 proc., to wystarczy - zapewnia. Mechanicy w warsztatach, które proponują tego typu usługi, przekonując, że opłaca się dołożyć po 10 złotych od koła, żeby mieć w nich azot. Dlaczego? Bo azot nie doprowadza do utleniania się gumy na oponach i jej szybszego niszczenia. Poza tym cząsteczki azotu mają wolniej przenikać przez niewielkie pory, które zawsze tworzą się w gumie. Dzięki temu, opony z azotem po prostu nie trzeba dopompowywać.

- I z tym ostatnim argumentem mogę się zgodzić - przyznaje Violetta Bubnowska, szefowa ośrodka doskonalenia techniki jazdy Tor-Rakietowa. - Testowaliśmy opony pompowane azotem i rzeczywiście, nie trzeba ich dopompowywać. Ale co do utleniania gumy miałabym wątpliwości, bo jeśli już, to utlenia się ona szybciej, ale od wewnątrz, a nie od zewnątrz, gdzie jej właściwości są ważniejsze - dodaje.

Fot. Piotr Krzyżanowski
Fot. Piotr Krzyżanowski

Właśnie stan gumy na zimowych oponach jest kluczowy, z czego nie zawsze kierowcy zdają sobie sprawę i patrzą wyłącznie na głębokość bieżnika. Kodeks drogowy przewiduje, że bieżnik ma mieć minimum 1,6 mm wysokości. Jednak zdaniem fachowców, nawet opony zimowe, które mają bieżnik 4 mm, mogą być już bardzo niebezpieczne dla kierowcy. A to dlatego, że w popularnych zimówkach ważniejsze od głównego bieżnika są tzw. lamele, czyli niewielkie nacięcia na powierzchni opony. Jest ich nawet 10 razy więcej niż w oponach letnich. To one zapewniają bezpieczniejszą jazdę w śniegu i wodzie. Fabrycznie mają głębokość ok. 2,5 mm, jednak po kilku sezonach użytkowania praktycznie znikają, mimo że główny bieżnik teoretycznie spełnia jeszcze przepisowe wymogi. - Dlatego sugerujemy kierowcom, by wymieniać zimówki na nowe maksymalnie po czterech sezonach użytkowania - tłumaczy Violetta Bubnowska z Tor-Rakietowa. - Nie muszą być to od razu najdroższe modele. Ważne, by były fabrycznie nowe, z nacięciami - dodaje.

**CZYTAJ TAKŻE

Czas na opony zimoweNa zimę - opony zimowe

**

I tu mamy także odpowiedź dla tych użytkowników, którzy zapomnieli zmienić zimówek na wiosnę i przejeździli na nich lato. Dziś te opony nadają się jedynie na śmietnik. Fachowcy tłumaczą, że w ciągu kilku miesięcy, gdy opony pracowały w temperaturze przekraczającej często 30 i 40 stopni, niewielkie nacięcia starły się razem z nieodporną na temperatury gumą. A to oznacza, że nasze gapiostwo będzie nas kosztowało teraz ponad 600 złotych za komplet nowych zimówek.

Źródło: Gazeta Wrocławska

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Polskie myśliwce w powietrzu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na motofakty.pl Motofakty