"Nielegalne wyścigi" przy autostradzie A2

Justyna Koszewska
Fot. Shutterstock
Fot. Shutterstock
Ryk silników, pisk opon, dym, opary spalin. I setki młodych ludzi. Tak wyglądają spotkania amatorów nocnych wyścigów. Choć w przepisach nie ma nic o nielegalnych spotach, policja walczy z młodymi kierowcami, którzy balansują na granicy prawa.
Fot. Shutterstock
Fot. Shutterstock

Przez ostatnie lata warszawscy fani motoryzacji spotykali się na parkingu przy Wirażowej na warszawskim Cargo. Od tego miejsca przyjęli swoją nieformalną nazwę. Tam nie tylko kręcili kółka, ale stawali do wyścigów równoległych. Czasem ich auta pędziły ponad 200 km/h. Kilka miesięcy temu, przed wjazdem ustawiono bramki, zatrudniono ochronę.

Ale młodzi pasjonaci nadal spotykają się, by sprawdzać moc swoich aut.- Cargo przestało być już miejscem, jednak nadal istnieje. Bo to coś więcej niż same wyścigi czy „palenie gumy”. Przyjeżdża się tu dla pasji, aby spotkać się z motoryzacyjnymi zapaleńcami. Cargo tworzą ludzie, to społeczność,. Nie jest ważne miejsce – mówi 21-letni Łukasz, od kilku lat uczestniczący w wyścigach. - Pamiętam taką sytuację, kiedy na wyścigu pojawiła się policja i jeden z chłopaków dostał 500 zł mandatu za „palenie gumy”. Nie miał takich pieniędzy. Jednak reszta zgromadzonych osób od razu zrobiła zbiórkę i chłopak miał na zapłacenie mandatu – dodaje Kwiateq, inny uczestnik Cargo.

Wszystko za pośrednictwem Internetu. - Dajemy sygnał, że trzeba się spotkać i od razu ktoś oferuje, że przywiezie lampy do oświetlenia placu, ktoś daje do dyspozycji agregat prądotwórczy. Jeśli ma się prawie 9 tys. fanów na Facebooku, to organizacja spotkań jest prosta – śmieje się administrator fanpage’a Cargo. - Niektóre wpisy mają ponad 100 tys. odsłon. Ostatnio kierowcy spotykają się na jednym z parkingów przy trasie A2 w okolicach Pruszkowa.

- Na Wirażowej rzeczywiście auta się ścigały, teraz nie ma mowy o prawdziwych zawodach. Brakuje tu miejsca. Nie jesteśmy szaleńcami – opowiada Adam, wielbiciel motorów i częsty uczestnik Cargo. Spotkania zmieniły nieco charakter i są teraz okazją do popisania się przed innymi umiejętnościami kontrolowanych poślizgów czy „kręcenia bączków”. Mimo to frekwencja dopisuje. Cargo potrafi zgromadzić nawet 400 aut. Ludzie wciąż się spotykają, bo chcą wymienić się doświadczeniami, a także porozmawiać o technicznych szczegółach, nowościach w tuningu, ciekawych rozwiązaniach.

- Do driftowania, czyli zabawy autem w poślizgu, wystarczy kupić auto za 5 tys. – mówi Kwiateq. - Jednak większość aut na Cargo jest gruntownie przerabiana. Podrasowany silnik, zmieniony układu wydechowy i układ chłodzenia oraz wymiana opon to podstawa. Uczestnicy Cargo tłumaczą, że potrzebują miejsca, gdzie mogą się wyszaleć i sprawdzić swoje możliwości w bezpiecznym miejscu. - Nie znam żadnego bezpłatnego toru w okolicach Warszawy, gdzie można by poćwiczyć panowanie nad autem czy motorem – mówi Adam. - W naszym odczuciu nikomu nie przeszkadzamy.

A co z bezpieczeństwem? Kierowcy ścigając się lub driftując, balansują często na granicy ryzyka. Samochody wykonujące widowiskowe przejazdy niekiedy od publiczności dzielą metry. - Od lat nie było żadnego groźniejszego wypadku – mówią uczestnicy spotkań. - Oczywiście zdarzają się niegroźne stłuczki i przytarcia, ale każdy z uczestników wie, że takie jest ryzyko.

Te argumenty nie przekonują jednak policji. Co prawda w przepisach nie ma sformułowania o nielegalnych wyścigach ani nielegalnym driftowaniu, ale funkcjonariusze walczą z tym zjawiskiem. Uważają, że młodzi kierowcy zachowują się nieodpowiedzialnie i stwarzają zagrożenie. Dlatego organizują naloty na spotkania Cargo. Praktycznie co tydzień kilkudziesięciu uczestników dostaje mandaty, a niektórym zabierane są dowody rejestracyjne.

Aspirant Robert Opas z Komedy Stołecznej Policji podkreśla, że karani są kierowcy, którzy złamali prawo, a więc np. przekraczający dozwoloną prędkość. - Często zdarza się, że auta biorące udział w tych spotkaniach nie spełniają warunków technicznych dopuszczających je do ruchu – dodaje Opas.

Drifterzy z kolei uważają, że policja się na nich uwzięła. - Ustawiają się przy wyjazdach z parkingu i wlepiają mandaty za każde najdrobniejsze wykroczenie, np. za minimalnie zbyt mały bieżnik czy przeterminowaną gaśnicę – opowiada Łukasz. - Wnikliwe kontrole trwają czasami kilkadziesiąt minut. Ale Kwiateq zapewnia, że to nie robi na nich wrażenia: - Jeżeli ktoś ma pasję, to jeden, dwa czy nawet pięć mandatów go nie zniechęcą.

Źródło: warszawa.naszemiasto.pl

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Otwarcie sezonu motocyklowego na Jasnej Górze

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na motofakty.pl Motofakty