Parkując samochód, uważaj na oszustów parkingowych

Katarzyna Fertsch, Maciej Roik
Fot. Paweł Miecznik
Fot. Paweł Miecznik
- Mam 281 zł renty. Do pracy nie chcą mnie przyjąć. Muszę jakoś zarobić na życie. Nie jestem żebrakiem, tylko pomagam kierowcom - opowiada pan Jerzy, który jest znanym "parkingowym" na ulicy Święty Marcin. To on wskazuje kierowcom wolne miejsca w strefie i oferuje pomoc w wydrukowaniu potwierdzenia z parkomatu.

- Mam 281 zł renty. Do pracy nie chcą mnie przyjąć. Muszę jakoś zarobić na życie. Nie jestem żebrakiem, tylko pomagam kierowcom - opowiada pan Jerzy, który jest znanym "parkingowym" na ulicy Święty Marcin. To on wskazuje kierowcom wolne miejsca w strefie i oferuje pomoc w wydrukowaniu potwierdzenia z parkomatu.

Fot. Paweł Miecznik
Fot. Paweł Miecznik

Gdy ktoś jej nie chce - mężczyzna po prostu odchodzi. Niestety, nie wszyscy poznańscy "parkingowi" są tak potulni. A policja i straż miejska nie potrafią definitywnie rozwiązać problemu. Bo, jak tłumaczą, to kierowcy powinni zgłaszać podobne sytuacje.

**CZYTAJ TAKŻE

Parkingowy oszust grasuje w KrakowieAutostrada naciągaczy, czyli uważaj na oszustów drogowych

**

Poznaniacy mówią o nich różnie: naciągacze, dzicy parkingowy, żebracy, penerzy. Można ich spotkać na większości ulic w centrum miasta. Na ulicy Wielkiej, Kościuszki, Ratajczaka, Szewskiej, Święty Marcin, a nawet na placu Kolegiackim, pod samą siedzibą Straży Miejskiej. Jak sami twierdzą, nie wyciągają za dużo: najwyżej kilkanaście złotych dziennie.

- To samo centrum miasta. Takie wyłudzenie pieniędzy powinno być ścigane. Przecież kierowcy i tak muszą płacić za postój w strefie. A to dodatkowa opłata, bo wszyscy i tak wolą dać 2 zł niż ryzykować zniszczenie auta - denerwuje się jeden z kierowców.

Proceder jest od lat doskonale znany policjantom i strażnikom miejskim. Ale, jak się zdaje, nic z tym nie robią. - Od jesieni zeszłego roku mieliśmy zaledwie jedno zgłoszenie od naciąganego kierowcy - mówi Zbigniew Paszkiewicz z Komendy Wojewódzkiej Policji. - Te osoby zmieniły taktykę: nie szantażują, a raczej przyjęli pozę służalczą, wskazując miejsca i pomagając w parkowaniu.

Choć nie wszędzie tak jest. Na Ratajczaka, gdzie od kilku lat rządzi znana wszystkim szajka, samochód strach zostawić, nie wykładając przynajmniej dwóch złotych "za pilnowanie" . Tu nie ma mowy o pomocy. "Parkingowi" podbiegają do podjeżdżających samochodów, czasami sami otwierają drzwi kierowcy i oferują swoje usługi.

Jak zapewnia Paszkiwicz, miejsca najbardziej zagrożone są patrolowane przez nieumundurowanych funkcjonariuszy. Ale policjanci są bezsilni, jeśli nie otrzymają zgłoszenia od kierowców. Bo potrzebują świadków. Potwierdza to Błażej Nitschke z Zarządu Dróg Miejskich, który odpowiada za strefę parkowania. Kontrolerzy wielokrotnie informują o podobnych sytuacjach odpowiednie służby.

- Ale to poszkodowany powinien to zgłosić - twierdzi Błażej Nitschke. I namawia, by kierowcy nie odpuszczali. - Część "naciągaczy" została wyłapana. Ale ciągle pojawiają się kolejni. Tego problemu nie rozwiążą tylko policjanci. Musi to zrobić całe społeczeństwo.

Choć zdaniem niektórych, najlepszym rozwiązaniem i tak jest po prostu niedawanie pieniędzy dzikim parkingowym. Wtedy nie będą mieli po co "polować".

- Jeśli wszyscy kierowcy przestaliby dawać drobne, to problem sam by się rozwiązał. Niestety, część pewnie nadal będzie dawać, z obawy o własny samochód- podsumowuje pani Anna, która często parkuje w centrum.

Źródło: Głos Wielkopolski

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Obwodnica Metropolii Trójmiejskiej. Budowa w Żukowie (kwiecień 2024)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na motofakty.pl Motofakty