Uwaga: zatrzymanie prawa jazdy nie jest tożsame z utratą uprawnień, bo po zakończeniu trzymiesięcznej kary kierujący dostaje prawko z powrotem i nie musi podchodzić do egzaminu.
Odebranie prawa jazdy Koniec z unikami
Rzecznik praw obywatelskich kwestionował oparcie decyzji starosty tylko na podstawie informacji policji – bez wyjaśniania, czy doszło do wykroczenia i kto był jego sprawcą. Odniósł się do tego Najwyższy Sąd Administracyjny.
Przesłanie jest proste: Na nic zdadzą się tłumaczenia i uniki. Jeżeli policjant, funkcjonariusz Inspekcji Drogowej czy strażnik miejski stwierdzi, że kierowca popełnił wykroczenie przekroczenia prędkości o 50km/h w terenie zabudowanym - musi rozstać się z prawem jazdy na trzy miesiące. Starosta nie musi niczego sprawdzać czy potwierdzać. Ma tylko zabierać prawo jazdy na określony prawem czas, a jak się do jego postanowienia kierowca nie dostosuje, to przestanie być uprawnionymi do prowadzenia pojazdów mechanicznych przez sześć miesięcy. A gdyby i to było komuś niesfornemu mało, to może znaleźć się w więzieniu i pobyć tam nawet do trzech lat.
Odebranie prawa jazdy. Bez usprawiedliwienia
Już w 2017 roku legislatorzy znaleźli rozwiązanie skuteczne na „zapominalskich”, którzy w momencie kontroli akurat dokumentu prawa jazdy nie mieli. Tak samo jak kierowcy złapani przez fotoradar muszą odnieść dokument do starostwa bez zbytniej zwłoki, bo kara liczy się od chwili jego dostarczenia. Nic przeklętego ściganta nie usprawiedliwia. Policjant mógł go namierzyć starym urządzeniem marki „iskra”, które działa nieprecyzyjnie, a w Polsce homologacji nie ma. Fotoradar może przekłamywać wskazania prędkości. A w końcu może się zdarzyć sytuacja nadzwyczajna. Ot choćby taka jak konieczność ratowania życia ludzkiego. Wszystko na nic, a wskazywanie, iż od każdej decyzji o ukaraniu powinno przysługiwać obywatelowi odwołanie to tylko fanaberia.
Odebranie prawa jazdy. Trzy razy kara za to samo
A tak przy okazji warto zauważyć, iż za wspomniane przekroczenie prędkości kierowca karany jest trzykrotnie. Po pierwsze musi zapłacić mandat w wysokości 500 złotych, po drugie dostaje przewidziane w prawie o ruchu drogowym punkty karne, a po trzecie traci prawo jazdy. Wprawdzie co do tego ostatniego specjaliści od postępowań prawnych starają się udowodnić, iż to nie kara lecz decyzja administracyjna. To jednak czysta kazuistyka, bo nawet małe dziecko wie, że zabranie czegokolwiek karą jest.
Odebranie prawa jazdy. Odpowiedzialność zbiorowa
W stanowisku Naczelnego Sądu Administracyjnego jest odnotowane, że za postępowanie funkcjonariusza, inspektora czy strażnika skutki ponosi Skarb Państwa, czyli jeżeli spowodowało ono skutki negatywne to rekompensata jak najbardziej się należy. Czyli jak by się ktoś uparł i wykazał, że skutki nieprawidłowo podjętej decyzji spowodowały straty to zapłacimy solidarnie wszyscy z pieniędzy jakie Państwo ma z naszych podatków. A pamiętać trzeba, iż prawo jazdy umożliwia zarobkowanie kierowcom zawodowym, a pieniacze, których też nie brakuje, są w stanie udowodnić, że do pracy muszą dojeżdżać taksówkami co tanie nie jest. Tak więc starosta nic nie musi udowadniać osoby urzędowe są „kryte”, a poszkodowanymi jest tylko społeczeństwo czyli kierowcy.
Odebranie prawa jazdy. Ścigani i tak mogą być na drodze
Mimo tych wszystkich niedogodności i kłopotów zastosowane drakońskie rozwiązania nie usuwają skutecznie z naszych dróg osób, które przekroczyły limit dopuszczalnej prędkości o 50 kilometrów. Jeżeli mają one skończone osiemnaście lat, mogą poruszać się pojazdem napędzanym silnikiem o pojemności do 50 ccm. Czyli do zobaczenia na drodze… bo furtka jak zwykle jest.
Zobacz także: Testujemy Volkswagena Polo
Droga księżycowa w Gdyni, czyli Marszewska Góra
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?