Przyłapani przez fotoradar. Kara może ich ominąć

W Polsce znajduje się obecnie 350 fotoradarów, z których znaczna większość - 262 - znajduje się ma terenie zabudowanym. Okazuje się, że rocznie w takich obszarach dochodzi nawet do 25 tysięcy przekroczeń prędkości o więcej niż 50 km/h.

Czy kierowcy, których "żółta skrzynka" przyłapała na zbyt szybkiej jeździe mają się czego obawiać? Teoretycznie prawo jazdy może zostać im odebrane, natomiast w praktyce tego typu sprawy skończą się co najwyżej grzywną. Wszystko dlatego, że zanim inspektorzy ustalą, kto prowadził sfotografowany pojazd, minie z reguły przynajmniej kilka miesięcy. A przecież, zgodnie z kodeksem wykroczeń, karalność wykroczenia ustaje, jeśli od czasu jego popełnienia upłynął rok i nie zostało wszczęte postępowanie.

Po ustaleniu kierowcy, sprawa trafia do starosty, co oznacza, że przedłuża się jeszcze bardziej. Tymczasem w przypadku wszczęcia postępowania, karalność czynu ustaje z upływem dwóch lat od jego popełnienia.

Jednym ze sposobów stosowanych w innych państwach, jest karanie odebraniem prawa jazdy właściciela pojazdu. Polscy eksperci przekonują jednak, że u nas takie prawo nie miałoby racji bytu. Bo komu zabrać uprawnienia, jeśli właścicielem auta jest na przykład spółka z.o.o.?

Przypomnijmy, że zgodnie z nowymi przepisami, osoba, której odebrano uprawnienia za zbyt szybką jazdę, nie może wsiąść za kierownicę przez trzy miesiące. Jeśli złamie ten zakaz, termin zostanie przedłużony do sześciu miesięcy. W przypadku kolejnego zatrzymania, starosta wyda decyzję o bezpowrotnym zabraniu prawa jazdy. W takim wypadku, osoba musi na nowo przejść kurs i zdać egzamin.