Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

SAM, czyli "Samochód Amatorski Motoru"

Marek Ponikowski
Fot. Archiwum Polskapresse
Fot. Archiwum Polskapresse
Pojazdy typu SAM kojarzą się przede wszystkim z rzemieślniczą i prostą konstrukcją. Skąd jednak wzięło się to określenie oraz jakie były początki SAM-ów w Polsce?
Fot. Archiwum Polskapresse
Fot. Archiwum Polskapresse

- "W 1946 roku w składnicy złomu znalazłem nieuszkodzony reflektor samochodowy i powiedziałem żonie, że skoro mam dobry reflektor, to żadna sztuka dorobić doń… resztę samochodu. Pracując przez kilka miesięcy zbudowałem użytkowy samochodzik. Miał silnik dwusuwowy, jednocylindrowy i rozwijał maksymalną prędkość 40 km/godz., ale jeździł sprawnie i bezpiecznie…” - tak początki swej motoryzacyjnej przygody wspominał inżynier Adam Słodowy, starszym pokoleniom znany przede wszystkim z cieszącego się wielkim powodzeniem telewizyjnego cyklu „Zrób to sam”, a młodszym z kreskówek o „pomysłowym Dobromirze”, przybliżających dzieciom zjawiska fizyczne i problemy techniki.

Gdy inżynier Słodowy konstruował swój kabriolet z motocyklowym silniczkiem i 19-calowymi kołami od jednej z najstarszych „dekawek”, po Polsce jeździło ledwie kilkanaście tysięcy samochodów osobowych, z których większość należała do najróżniejszych instytucji państwowych, a także do milicji i UB. W rękach prywatnych było trochę wyciągniętych z ukrycia aut przedwojennych i niewielka liczba pojazdów poniemieckich.

W miarę umacniania się nowego ustroju stawało się jasne, że motoryzację indywidualną uważa on za zjawisko „klasowo obce”. Zlikwidowano organizacje z przedwojennymi tradycjami - Automobilklub Polski i Polski Związek Motocyklowy - tworząc na ich miejsce (i z ich majątku) obsadzony funkcjonariuszami partyjnymi Polski Związek Motorowy. Właściciele samochodów mogli bez specjalnego zezwolenia poruszać się nimi tylko w promieniu kilkudziesięciu kilometrów od domu. W 1951 roku wszedł w życie przepis zabraniający rejestracji i eksploatacji samochodów z silnikami o pojemności powyżej 2 litrów. Nikt dziś nie potrafi obliczyć, jak wielkie spustoszenie ten represyjny i bezsensowny ukaz poczynił.

Świat pracy miał korzystać z tzw. transportu zbiorowego. W radiu Chór Czejanda śpiewał: „Kiedy rano jadę osiemnastką, chociaż ciasno, chociaż tłok…” i „Autobus czerwony przez ulice mego miasta mknie…”, zaś Marta Mirska obiecywała, że na wypoczynek do domu Funduszu Wczasów Pracowniczych zawiezie proletariusza „Wesoły pociąg”. Wydany w roku 1950 potężny album „Sześcioletni plan odbudowy Warszawy” (jako autor występował sam Bolesław Bierut) przedstawiał wizję miasta zabudowanego różnymi wariantami Pałacu Kultury i MDM. Wszystkie te budowle stały przy wąskich ulicach, po których miały jeździć tylko autobusy i tramwaje oraz - oczywiście - limuzyny partyjnych dygnitarzy.

Nie wiedzieć czemu ludowi pracującemu miast i wsi ta perspektywa nie odpowiadała, co ujawniło się w roku 1956. Polacy chcieli wolności - i chcieli jeździć własnymi samochodami. Ale przeciętne wynagrodzenie np. w roku 1957 wnosiło 1279 zł, a najtańsze auto osobowe, enerdowskie P-70, kosztowało 65 tysięcy złotych, zaś szanse na jego nabycie mieli tylko ci, których podania po rocznym oczekiwaniu rozpatrzono pozytywnie.

Rozkwitł tzw. marynarski import samochodów używanych, zahamowany wkrótce drakońską zwyżką cła. Pojawiły się giełdy, gdzie handlowano głównie pojazdami z lat 30. i 40. Pomysłowość Polaków znalazła jednak ujście nie tylko w handlu. Wielu ludzi obdarzonych uzdolnieniami technicznymi zaczęło na własną rękę budować samochody. W roku 1958 inżynier Słodowy wydał książkę „Budowa samochodu amatorskiego”, która mimo zawrotnego jak na dzisiejsze stosunki nakładu wkrótce doczekała się wznowienia. Zjawisko to dostrzeżono w redakcji tygodnika „Motor”, jedynego wówczas czasopisma motoryzacyjnego. Redakcja ogłosiła doroczny konkurs pod hasłem „Samochód Amatorski Motoru” – w skrócie SAM.
Konstruktorzy najciekawszych samochodów spotykali się na dorocznych ogólnopolskich zjazdach. Poznański student politechniki Marian Miller już w latach 1952-53 zbudował efektowny pojazd sportowy, łącząc przednie części ramy dwóch zniszczonych DKW F-6. Nadwozie z drewnianym szkieletem i aluminiowym poszyciem pomogli mu zrobić poznańscy rzemieślnicy.

Wdzięcznym „półfabrykatem” do budowy SAM-ów był wojenny „Kübelwagen” Volkswagena. Na jego sztywnej płycie podłogowej zbudowano wiele interesujących aut amatorskich, jak m.in. opisywany w „Motorze” w roku 1959 dwuosobowy roadster Józefa Janyszka, dobrze świadczący zarówno o zdolnościach designerskich autora, jak i wysokim poziomie wykonawstwa. Na takim samym podwoziu przez 26 lat (!) budował sportowe coupé Bogumił Szulc z Białegostoku. Rezultatu nie powstydziłaby się żadna z włoskich firm nadwoziowych - można się o tym przekonać odwiedzając białostockie Muzeum Motoryzacji i Techniki.
Większość SAM-ów była jednak znacznie mniej efektowna. Konstruktorom brakowało wszak wszystkiego - od najprostszych narzędzi, śrub, elementów instalacji elektrycznej po podstawowe podzespoły. Budowano z tego, co zalegało wśród rupieci albo w składnicach złomu. Z czasem pęd do budowy własnego auta osłabł, ale jeszcze w roku 1981 w warszawskim Muzeum Techniki na wystawie „Moto-Sam” udało się zgromadzić wcale pokaźną liczbę amatorskich konstrukcji, wśród których zwracał uwagę stylizowany na początek XX wieku samochodzik z mechanizmami… Mikrusa.

Choć SAM był zjawiskiem społecznym związanym ze specyfiką tzw. realnego socjalizmu, ludzie budują własne samochody także wówczas, gdy problemem nie jest zdobycie reflektora czy puszki farby. Są tacy, którzy po prostu chcą mieć auto inne niż wszyscy.

Dlatego zapewne krakowianin Robert Furtak zbudował z imponującą precyzją wykonania replikę sportowego Mercedesa 500 SEC, Ludwik Rożniakowski z Wejherowa zadaje szyku jeżdżąc po swoim mieście samochodem, który jest jego swobodną wariacją na temat Cadillaca z końca lat 20. minionego stulecia, zaś właściciel pewnego wrocławskiego warsztatu oferuje świetnie wykonane repliki trzech modeli Ferrari, Lamborghini Murcielago, a nawet… Bugatti Veyrona.

Źródło: Dziennik Bałtycki

od 12 lat
Wideo

Stop agresji drogowej. Film policji ze Starogardu Gdańskiego

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na motofakty.pl Motofakty