Samochodowy świat krętaczy i oszustów

Maciej Stolarczyk
Fot. Mercedes
Fot. Mercedes
Naginanie przepisów receptą na zdobycie tytułu. McLaren nie był pierwszą czarną owcą w Formule 1.

Fot. Mercedes
Fot. Mercedes

"McLiar" (liar to po angielsku kłamca - red.) - tak zaczęto mówić o zespole McLarena, gdy Lewis Hamilton oszukał komisję sędziowską podczas GP Australii. Anglik kłamał, mówiąc, że podczas neutralizacji Jarno Trulli wyprzedził go w sposób niedozwolony. Nagrania rozmów z zespołem wykazały, że było to jednak działanie z premedytacją McLarena.

- To zespół doradził mi, bym skłamał sędziom. Zawsze robię to, czego wymaga ode mnie team - wyjaśniał później Hamilton. Łatka kłamcy tak zaczęła mistrzowi świata doskwierać, że zapowiedział wcześniejsze zakończenie kariery.

Oszustwo szefów McLarena wpisało się na długą listę nieuczciwych zagrań w Formule 1. Naciąganie przepisów wiele razy w historii dawało znaczną przewagę nad resztą stawki. Najlepszy tego przykład mamy w obecnym sezonie. Na razie poza konkurencją znalazły się zespoły korzystające z dyfuzorów, które skonstruowano, wykorzystując lukę w przepisach. Dzięki temu bolidy mają lepszy docisk i mogą szybciej pokonywać zakręty.

Z takiego rozwiązania korzystają teamy Toyoty, Williamsa i Brawn GP. Jenson Button z tego ostatniego zespołu wygrał dwa pierwsze wyścigi obecnego sezonu.

- Te dyfuzory są bardzo inteligentnie zaprojektowane i moż­na je uznać zarówno za zgodne, jak i niezgodne z przepisami. Przed sezonem mieliśmy za mało czasu, żeby uregulować tę kwestię i musieliśmy dopuścić do rywalizacji samochody z kontrowersyjnymi częściami - powiedział prezes Międzynarodowej Federacji Samochodowej (FIA) Max Mosley.

Teamy, które ściśle trzymały się przepisów, zostały na lodzie. Co ciekawe, Ross Brawn, twórca najszybszego obecnie pojazdu, już rok temu informował o możliwości zastosowania podwójnego dyfuzora, jednak nie spotkało się to z zainteresowaniem ze strony inżynierów innych stajni. Brawn mówi, że dzięki temu ma dziś czyste sumienie.

Nie można tego powiedzieć o szefach McLarena, który to zespół w ostatnich latach wiedzie prym w nieczystych zagrywkach. Kibicom Formuły 1 nie trzeba przypominać tzw. afery szpiegowskiej, kiedy to "wty­czka" w Ferrari przesyłała ludziom z McLarena dane techniczne bolidu ich głównego rywala. Największa afera w historii Formuły 1 zakończyła się dyskwalifikacją brytyjskiego zespołu w sezonie 2007.

Po tym wydarzeniu szefowie McLarena wcale nie posypali głowy popiołem i nie zrezygnowali z nieuczciwych zagrywek. Chociażby w ubiegłorocznym GP Niemiec Heiki Kovalainen, jadąc na czwartym miejscu, przepuścił Hamiltona, który potem wygrał wyścig. Mimo że tzw. team orders są niedozwolone, McLaren nie otrzymał żadnej kary. Nie dało się bowiem wykazać, że Fin ustąpił Anglikowi miejsca na polecenie zespołu. Wszyscy jednak wiedzieli, jakie priorytety ma McLaren.

Podobne zajście, ale z udziałem kierowców Ferrari, miało miejsce podczas GP Chin w 2008 roku. Walczącemu o tytuł Felipe Massie z drogi zjechał Kimi Räikkönen. Fin wytłumaczył później, że zrobił to z własnej inicjatywy.

Zakaz team orders został nałożony w 2002 r., gdy kierowca włoskiej stajni Rubens Barrichello przepuścił na ostatnich metrach walczącego o tytuł Michaela Schumachera. Bra­zylijczyk dokonał tego na polecenie szefów zespołu.

- W Formule 1 od dawna trwa zabawa w kotka i myszkę pomiędzy zespołami i sędziami. Nie ma sentymentów. Sztab ludzi pracuje nad tym, by wykorzystać lukę w przepisach. Dopóki odbywa się to na zasadzie dyfuzorów Brawn GP, nie można tego nazwać oszustwem. Czarną ow­cą jest tu McLaren, który, jak widać, nie przebiera w środkach. Ucierpiał na tym, niestety, Lewis Hamilton, który przez taktykę zespołu zyskał złą sławę - mówi Tomasz Szmandra, dziennikarz zajmujący się motoryzacją.

Nieuczciwe zagrywki McLa­rena sprawiły, że poza Wielką Brytanią zespół nie ma wielu sympatyków. Podobnie zresztą jak Hamilton, który mimo młodego wieku zdążył zaleźć za skórę większości kierowców. W 2007 r. głośno było o jego "wyczynie" w GP Japonii. Na jednym z okrążeń Anglik gwałtownie zahamował, co przyczyniło się do kolizji pomiędzy Markiem Weberem i Sebastianem Vet­telem. Hamilton uniknął kary, gdyż sędziowie stwierdzili, że wpływ na jego jazdę miała pogoda. A GP Japonii wygrał.

W latach 90. rolę "złego" pełnił Benetton. W 1994 r. zespół kierowany przez Flavio Briatore usunął filtr z urządzenia do tankowania, przyspieszając je z 12 do 14 l na sek. Kontrowersje po­w­stały także podczas GP Francji. Znakomitym startem popisał się w tym wyścigu jeżdżący w tym zespole Michael Schumacher, który, startując z trzeciej pozycji, jeszcze przed pierwszym zakrętem wyprzedził Damona Hilla i Nigela Mansella. Rywale podejrzewali, że Schumacher miał zainstalowany w samochodzie zakazany system kontroli trakcji lub launch control.

Ostatecznie Benettonowi tego nie udowodniono. Włoski zespół dosięgła jednak sprawiedliwość. Za złamanie regulaminu podczas GP Wielkiej Brytanii (Schumacher nie zjechał z toru po otrzymaniu dyskwalifikacji) na Benetton nałożono 600 tys. dolarów kary, a kierowcę zdyskwalifikowano również z GP Włoch i Portugalii.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Bydgoska policja pokazała filmy z wypadków z tramwajami i autobusami

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na motofakty.pl Motofakty