Rozporządzenie Ministerstwa Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej jest jednoznaczne: uruchomienie fotoradaru wymaga zamontowania znaku ostrzegającego i odwrotnie – po zakończeniu pomiaru prędkości należy zdemontować znak. Niby logiczne, ale jest pewien problem. Otóż każda zmiana oznakowania wymaga konsultacji z policją i zarządcą drogi. Procedura związana z otrzymaniem zgody trwa kilka dni.
ŁAMIĄ PRZEPISY
Strażnicy miejscy w całym kraju tego nie robią. Kieleccy również. – Bo jest to nierealne. To absurd, by każdorazowo ustawiać i demontować znak, ponieważ one są wkopane na stałe – mówi Wojciech Bafia, zastępca komendanta Straży Miejskiej w Kielcach.
Zobacz też: Woda w układzie paliwowym - uważaj zimą, bo nie odpalisz silnika!
W stolicy województwa niebieskie tabliczki stoją przy dziewięciu największych ulicach i obejmują swoim zasięgiem miejsca najbardziej newralgiczne z punktu widzenia bezpieczeństwa ruchu drogowego. Lokalizacje wybrano w oparciu o konsultacje z policją. Strażnicy z fotoradarem pojawiają się tam w zależności od dziennego planu zadań. Aby nie łamać przepisów, musieliby mieć tyle urządzeń do pomiaru prędkości, ile jest znaków. A to niemożliwe, bo mają tylko jeden fotoradar, który kosztował ponad 200 tysięcy złotych. Na zakup kolejnych nie mają pieniędzy.
SPOSÓB NA ABSURD
Wojciech Bafia o ministerialnym rozporządzeniu ma wyrobione zdanie. - Na każdym kroku wiąże się ręce służbom, by były jak najmniej skuteczne. Tak to odbieram. To temat, którego w ogóle nie powinno być, ale to się może zdarzyć tylko w naszym kochanym kraju – ocenia. I zauważa: - Jakie ma znacznie fakt, czy jest znak czy nie, skoro każdy wie, z jaką prędkością powinien się poruszać po terenie zabudowanym?
Miejskie służby nie chcą jednak bezkarnie łamać prawa. Drogowcy już wpadli na pomysł, jak dostosować się do przepisów i nie popaść w absurd, a przy okazji ułatwić funkcjonariuszom ściganie piratów. – Rozważamy, czy nie ustawić na ulicach wjazdowych znaku informującego, że miasto objęte jest systemem kontroli fotoradarowej. Wtedy zlikwidujemy pojedyncze znaki. Jesteśmy na etapie uzgodnień z policją oraz Strażą Miejską – mówi Jarosław Skrzydło, rzecznik prasowy Miejskiego Zarządu Dróg w Kielcach.
Paweł Więcek
Fot. Aleksander Piekarski
Polskie myśliwce w powietrzu
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?