Świętokrzyskie załogi na Złombol 2014 (ZDJĘCIA)

Karol Biela
Świętokrzyskie załogi na Złombol 2014 (ZDJĘCIA)
Świętokrzyskie załogi na Złombol 2014 (ZDJĘCIA)
Pragną przeżyć wielką przygodę i pokazać, że leciwymi samochodami da się pokonać pół Europy. Co najmniej sześć ekip z województwa świętokrzyskiego bierze udział w rajdzie Złombol 2014, który rusza już w sobotę 13 września.
Świętokrzyskie załogi na Złombol 2014 (ZDJĘCIA)
Świętokrzyskie załogi na Złombol 2014 (ZDJĘCIA)

Dla wszystkich Lloret de Mar koło Barcelony, dla żądnych emocji na bis Gibraltar. To tam dotrze tegoroczna, ósma edycja rajdu starych pojazdów Złombol.

Startuje w nim ponad 300 ekip z całej Polski, w tym kilka ze Świętokrzyskiego. Naszym załogom przewodzi jadący już po raz piąty Bartek Kowalewski z Zagnańska, który po eskapadzie ma zamiar... napisać o tym książkę.

Złombol to wyścig, w którym biorą udział miłośnicy starych samochodów i adrenaliny. Bo wybierając się maluchem, Polonezem, Skodą czy Trabantem w podróż liczącą co najmniej 5 tysięcy kilometrów trzeba liczyć się z tym, że można już nimi nie wrócić.

Rajd zawsze wiedzie przez kilka europejskich krajów na sam skraj najstarszego kontynentu. Były już trasy do Szkocji, tureckiego Stambułu, Grecji czy Norwegii za koło podbiegunowe, teraz uczestnicy będą jechać przez Słowację, Węgry, Słowenię, Włochy i Francję na Półwysep Iberyjski. Oficjalna meta jest w Lloret de Mar koło Barcelony w Hiszpanii, ale ci, którzy żądni są dodatkowych emocji, podróżują na Gibraltar. A potem powrót do Polski.

PRZEGLĄD ZWERYFIKUJE

- Jedziemy, żeby przeżyć wielką przygodę, pokazać, że da się przejechać tak długą trasę leciwymi samochodami i to nawet wtedy, gdy zdarzy się awaria, a także po to, aby zebrać pieniądze na domy dziecka, bo organizatorem Złombola jest jedna ze śląskich fundacji, która znaczną część kwoty uzyskanej za wpłatę „startowego" [wynosi tysiąc złotych – przyp. red.] przeznacza właśnie na takie placówki. A ja jadę też dlatego, aby promować gminę Zagnańsk z okazji jej 600-lecia istnienia i trochę jako dokumentalista, bo chcę o przygodach podczas rajdów napisać książkę – mówi Bartek Kowalewski, można rzec, że komandor świętokrzyskich „Złombolowców", których wyruszy kilka.

- Ilu dokładnie? To okaże się dopiero w sobotę, w dniu startu, w Katowicach – przyznaje jadący po raz trzeci Kasper Strąk z Kielc, kolejny śmiałek i fan czterech kółek z epoki PRL-u. – Gotowość zadeklarowało 10 ekip, ale już wiadomo, że tyle nie pojedzie. Przykładem jest jeden chłopak mający Trabanta. Okazało się, że jego auto jest w kiepskim stanie i nie podoła długiej podróży. Musiał więc zrezygnować, ale minimum sześć załóg na pewno wystartuje – mówi.

Jego drużyna nazywa się „Polskie Zoo". Pozostałe, jako że każda musi mieć nazwę, to „Pędziwiatr", „Bez Różnicy Team", „Legendy PRL", „Nimniej Team" i „600 lat Zagnańska". Nietrudno zgadnąć, czyja jest ta ostatnia. – Może będzie ich więcej. Zobaczymy, bo wszystko weryfikuje przegląd techniczny. Każdy przeprowadza go w ostatniej chwili, ja zresztą też. Jeszcze w czwartek robiłem zbieżność kół – śmieje się Kowalewski.

Dotyczyło to Fiata 126p. Bartek jedzie w tym roku liczną ekipą i dwoma samochodami. Oprócz malucha bierze oczywiście swojego „KataŻuka". Obydwa auta są niebanalne, bo fantazyjnie pomalowane – Żuk, jeden z najstarszych pojazdów w stawce, bo ponad 30-letni, na bordowo, zaś "Fiacik" w elementy... afrykańskie.

TO NAJLEPSZE WAKACJE

– Ze względu na zbieranie materiału do książki będzie to dla mnie podsumowujący wyjazd. Da mi też trochę dodatkowych emocji, bo założyłem się z kolegą, że wrócę najpóźniej 27 września o godzinie 16. I muszę zrobić wszystko, by tak się stało, inaczej... no cóż, będzie źle – mówi dość tajemniczo, ale z uśmiechem.

Oznacza to, że Bartek pojedzie tylko pod Barcelonę. Inni nie wykluczają dotarcia na Gibraltar. – Zobaczymy. Najważniejsze, żeby na początku nic się nie działo z samochodem. Myślę, że przygotowałem auto jak należy, ale wiadomo, to już staruszek – przyznaje Michał Skalski z Kielc, właściciel Skody Favorit z 1991 roku. Dla niego, podobnie jak dla Mariusza Koziarskiego i Piotra Fornalskiego mających Polonezy z kolejno 1988 i 1989 roku, wyjazd będzie pierwszym startem w Złombolu.

- Dlaczego się na niego zdecydowałem? Bo koledzy, którzy już uczestniczyli w wyścigu, mówią, że to najlepszy sposób na spędzenie wakacji – zdradza Michał. – Wyjeżdżasz nie w jedno miejsce, ale podczas dwóch, trzech tygodni jazdy zwiedzasz za jednym zamachem kilka krajów – zaznacza Kasper.

– Jeśli tylko lubisz spanie na kempingu, masz stare, ale sprawne auto, to nic, tylko brać udział w tego typu wojażach. To szansa na przeżycie wspaniałej przygody, chwil, które zostaną w pamięci na zawsze – uważa kielczanin Wojtek Krasiński (Skoda Forman, rocznik 1992), podobnie jak Kasper, również startujący w rajdzie po raz trzeci. Dlatego też wie, co mówi. Różnych dziwnych zdarzeń podczas poprzednich edycji Złombolu przeżył bez liku.

– Najlepiej wspominam swój debiut. Jechaliśmy wtedy do Grecji. Gdy dotarliśmy do Albanii, pytając o drogę daliśmy mapę pierwszemu napotkanemu człowiekowi. Ten spojrzał na nią i ją wyrzucił. Usłyszeliśmy, że jest zbędna, bo zaznaczonych na niej dróg po prostu nie ma. I faktycznie nie było. W pewnym momencie szosa urywała się i wjeżdżaliśmy w jakieś pole. Raz nawet przejechaliśmy pewien odcinek korytem wyschniętej rzeki – opowiada.

TRZEBA UMIEĆ MAJSTERKOWAĆ

Tegoroczna trasa aż takich dziwnych przygód raczej im nie przyniesie. – Ale na pewno nie będzie nudno. Jadę z moją małżonką Izabelą i już samo to jest nietypowe. Bo żona się trochę tej wyprawy boi, ale myślę, że po cichu wierzy w męża i jego umiejętności jako kierowcy i mechanika – śmieje się Mariusz Koziarski.

Jak się okazuje, właśnie umiejętności majsterkowania bywają niekiedy najistotniejsze. Wiadomo, leciwe auta lubią sprawiać niespodzianki. Wojtek jadąc do Grecji co chwilę miał problem z aparatem zapłonowym, który szwankował w jego Skodzie Forman. Poradził sobie, zresztą ta usterka nie była najpoważniejszą, z jaką kieleccy uczestnicy Złombolu się zmagali.

Kasper w Grecji poszukiwał części, bo popsuła się pompa paliwa. – Awaria zatrzymała nas w samym centrum Aten. Nie wiedzieliśmy co robić, bo z greckim jesteśmy mocno na bakier, a z kolei Grecy po angielsku słabo się komunikują. Już myśleliśmy, że trzeba będzie pożegnać się z naszą Skodą Forman, gdy spotkaliśmy Polaka mieszkającego od 20 lat w Grecji. Był na tyle uprzejmy, że wziął mnie do swojego auta, zawiózł do sklepu z akcesoriami samochodowymi i pomógł kupić to, czego potrzebowaliśmy. Wszystko skończyło się szczęśliwie, ale co się stresowaliśmy... - relacjonuje.

Natomiast Bartek Kowalewski wspomina, że rok temu, gdy jechał do Norwegii przez między innymi Estonię i Finlandię, „wysiadły" mu dwa biegi. – Popsuły się dwójka i trójka. I to wtedy, gdy byliśmy w Norwegii, a do domu szmat drogi. Ale nie poddaliśmy się. Rozpędzaliśmy się jak najmocniej z jedynki, a potem wrzucaliśmy w czwórkę. Silnik jakimś cudem wytrzymał, wróciliśmy. I właśnie to było piękne. Nie dość, że zwiedzanie różnych zakątków Europy, to jeszcze ta adrenalina, czy się uda, czy damy radę. Liczę, że teraz też jej nie zabraknie, choć... nie chciałbym już przeżywać podobnych zdarzeń – kończy Bartek.

Bartłomiej BITNER
[email protected] 

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na motofakty.pl Motofakty