Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Test Mini Clubman Cooper. Czy mini może być maxi?

Konrad Grobel
Mini Clubman Cooper - testBohaterem dzisiejszego testu jest auto, którego historia sięga lat 60. XX wieku. Wtedy to narodził się samochód, który dziś nazywamy Clubmanem (wcześniej nazywany Travellerem, chociaż pod koniec lat 60. zaczęto wykorzystywać nazwę Clubman). Mini Clubmana trudno jednoznacznie zakwalifikować. Daleko mu do nudnego, kompaktowego pudełka, które kupuje się raczej pod kątem opłacalności niż chęci posiadania czegoś, za czym będziemy tęsknić. fot. Konrad Grobel
Mini Clubman Cooper - testBohaterem dzisiejszego testu jest auto, którego historia sięga lat 60. XX wieku. Wtedy to narodził się samochód, który dziś nazywamy Clubmanem (wcześniej nazywany Travellerem, chociaż pod koniec lat 60. zaczęto wykorzystywać nazwę Clubman). Mini Clubmana trudno jednoznacznie zakwalifikować. Daleko mu do nudnego, kompaktowego pudełka, które kupuje się raczej pod kątem opłacalności niż chęci posiadania czegoś, za czym będziemy tęsknić. fot. Konrad Grobel
Współczesne Mini nie jest tym, czym było w początkowym założeniu. Już tylko nazwa została.

Gdy mówimy: „Mini”, mamy przed oczami mały, śmieszny wóz, którym jeździł Jaś Fasola. Jednakże czasy się zmieniają, a co za tym idzie Mini również się zmienia. Po pierwsze, nie jest to już marka brytyjska tylko niemiecka (właścicielem jest BMW), po drugie - współczesne Mini nie do końca są już mini. 

Mini Clubman Cooper - testBohaterem dzisiejszego testu jest auto, którego historia sięga lat 60. XX wieku. Wtedy to narodził się samochód, który dziś
Mini Clubman Cooper - test

Bohaterem dzisiejszego testu jest auto, którego historia sięga lat 60. XX wieku. Wtedy to narodził się samochód, który dziś nazywamy Clubmanem (wcześniej nazywany Travellerem, chociaż pod koniec lat 60. zaczęto wykorzystywać nazwę Clubman). Mini Clubmana trudno jednoznacznie zakwalifikować. Daleko mu do nudnego, kompaktowego pudełka, które kupuje się raczej pod kątem opłacalności niż chęci posiadania czegoś, za czym będziemy tęsknić.

fot. Konrad Grobel

Bohaterem dzisiejszego testu jest auto, którego historia sięga lat 60. XX wieku. Wtedy to narodził się samochód, który dziś nazywamy Clubmanem (wcześniej nazywany Travellerem, chociaż pod koniec lat 60. zaczęto wykorzystywać nazwę Clubman). Mini Clubmana trudno jednoznacznie zakwalifikować. Daleko mu do nudnego, kompaktowego pudełka, które kupuje się raczej pod kątem opłacalności niż chęci posiadania czegoś, za czym będziemy tęsknić. Mini to obietnica czegoś innego, czegoś w co zostało włożone serce. W portfolio marki mamy klasyczne Mini oraz napompowanego Countrymana. Jeden i drugi model są często spotykane na drodze, jednak Clubman jest na tyle nietypowy, że może go kupić tylko osoba albo szalona, albo taka, która chce mieć frajdę z posiadania czegoś estetycznego, ale zarazem praktycznego, a z całą pewnością oryginalnego.

Płyta podłogowa pochodzi z nowego BMW X1. Silnik i skrzynię biegów również znamy z BMW. Często mówi się, że Mini to BMW, ale z napędem na przód. Moim zdaniem nie jest to ujma, a nobilitacja. Cóż można rzec o Mini Clubman w wersji Cooper? Jest długie, niskie i bordowe (chociaż właściwie - burgundowe). Często klasyfikowane jest jako kombi, ale czy można tak o nim powiedzieć? Nie przypomina kombi jakie znamy - jest bardziej eleganckie i bardziej szalone niż typowy przedstawiciel tego gatunku. Shooting brake? Zdecydowanie nie. Nie ma takiej zadziornością jak np. Mercedes CLA Shooting Brake, dlatego nie określiłbym Clubmana mianem kombi. W stosunku do swojego poprzednika wreszcie doczekało się drugiej pary drzwi, a nie tylko pary i czegoś, co je imitowało. Długość tego auta to ponad cztery metry, a szerokość - 1,80 m.

Mini Clubman Cooper - testBohaterem dzisiejszego testu jest auto, którego historia sięga lat 60. XX wieku. Wtedy to narodził się samochód, który dziś
Mini Clubman Cooper - test

Bohaterem dzisiejszego testu jest auto, którego historia sięga lat 60. XX wieku. Wtedy to narodził się samochód, który dziś nazywamy Clubmanem (wcześniej nazywany Travellerem, chociaż pod koniec lat 60. zaczęto wykorzystywać nazwę Clubman). Mini Clubmana trudno jednoznacznie zakwalifikować. Daleko mu do nudnego, kompaktowego pudełka, które kupuje się raczej pod kątem opłacalności niż chęci posiadania czegoś, za czym będziemy tęsknić.

fot. Konrad Grobel

Nie można odmówić mu uroku. Przednie adaptacyjne światła diodowe bardzo dobrze oświetlają drogę i równie dobrze wyglądają (nie jest to asystent świateł zmieniający z długich na krótkie tylko zmienia kąt padania świateł długich , tak by nie oślepiały kierowcy nadjeżdżającego z naprzeciwka). Chociaż jest to niskie auto, to jest zwarte, a burgundowy kolor nadaje mu elegancji i szyku. Do tego czarne felgi i czarny dach (z dachem panoramicznym, który wkomponuje się niezauważalnie) oraz przyciemniane szyby sprawiają, że auto wygląda tajemniczo. Trochę gangstersko. Ciekawym akcentem jest logo Mini wyświetlane na ziemi przy zamykaniu i otwieraniu auta, niestety tylko od strony kierowcy (pakiet Mini Excitement).  Elementem zwracającym uwagę są też szczeliny w przednim zderzaku i za przednim kołem. Nadają nadwoziu trochę usportowienia.

Mini Clubman Cooper - testBohaterem dzisiejszego testu jest auto, którego historia sięga lat 60. XX wieku. Wtedy to narodził się samochód, który dziś
Mini Clubman Cooper - test

Bohaterem dzisiejszego testu jest auto, którego historia sięga lat 60. XX wieku. Wtedy to narodził się samochód, który dziś nazywamy Clubmanem (wcześniej nazywany Travellerem, chociaż pod koniec lat 60. zaczęto wykorzystywać nazwę Clubman). Mini Clubmana trudno jednoznacznie zakwalifikować. Daleko mu do nudnego, kompaktowego pudełka, które kupuje się raczej pod kątem opłacalności niż chęci posiadania czegoś, za czym będziemy tęsknić.

fot. Konrad Grobel

Znakiem rozpoznawalnym Clubmana są drzwi bagażnika, które wprowadzają pewien dysonans. Z jednej strony, z zewnątrz, docenimy je za nieszablonowy wygląd. Z drugiej strony, z wewnątrz, dojedziemy do wniosku, że takie rozwiązanie się nie sprawdza. Lubiącym udogodnienia spodoba się też możliwość otwierania drzwi bagażnika nogą. To rozwiązanie znajduje się w pakiecie komfortowego dostępu. Niemniej, dla nie znających się na motoryzacji możemy wyglądać trochę śmiesznie, gdy obładowani torbami machamy nogą pod zderzakiem naszego auta. Co do samego czujnika, to niestety słabo wychwytuje fakt, że chcemy otworzyć drzwi. Gdy to się uda, otworzymy tylko jedno skrzydło, a chcąc uzyskać pełen dostęp znów czeka nas machanie nogą. Co ważne: aby mieć swobodny dostęp do bagażnika musimy parkować przodem. Przy tak otwieranych drzwiach lepiej nie ryzykować zarysowania sąsiedniego auta, tym bardziej, że po otwarciu bagażnika mamy do niego dostęp tylko z przodu. Po bokach jesteśmy zablokowani. Parkując tyłem nie zapakujemy do środka większych zakupów. Tak skonstruowane drzwi ograniczają pole widzenia kierowcy. W tylnym lusterku niewiele widać, a jeżeli do tego podniesiemy zagłówki tylnej kanapy to – kolokwialnie mówiąc: „umarł w butach” - nie zobaczymy czegokolwiek mniejszego niż TIR. Warto też wspomnieć, że przecież same szyby nie są zbyt dużych rozmiarów. Na szczęście lusterka boczne dają całkiem spore pole widzenia.

Zobacz także:  Testujemy Porsche Cayenne

[page_break]

Standardowa pojemność bagażnika wynosi 360 litrów, a przy złożonych siedzeniach jest to 1250 litrów. Odsłaniając roletę oddzielającą bagażnik od kabiny zmieścimy całkiem sporo. Podłoga w bagażniku ma drugie dno i małą przestrzeń na dodatkowe bagaże takie jak kosmetyczka, środki czystości czy inne. Jeśli zamówimy auto z normalnymi oponami i do tego koło zapasowe w postaci dojazdówki, to niestety ta przestrzeń radykalnie nam się kurczy. Nie mogli jej wsadzić pod auto, jak czasem to robią inni producenci? Może byłoby brudne, ale zyskalibyśmy odrobinę miejsca. Nieprzemyślana decyzja i pójście na łatwiznę.

Mini Clubman Cooper - testBohaterem dzisiejszego testu jest auto, którego historia sięga lat 60. XX wieku. Wtedy to narodził się samochód, który dziś
Mini Clubman Cooper - test

Bohaterem dzisiejszego testu jest auto, którego historia sięga lat 60. XX wieku. Wtedy to narodził się samochód, który dziś nazywamy Clubmanem (wcześniej nazywany Travellerem, chociaż pod koniec lat 60. zaczęto wykorzystywać nazwę Clubman). Mini Clubmana trudno jednoznacznie zakwalifikować. Daleko mu do nudnego, kompaktowego pudełka, które kupuje się raczej pod kątem opłacalności niż chęci posiadania czegoś, za czym będziemy tęsknić.

fot. Konrad Grobel

Jak jest we wnętrzu? Otóż… jest nieźle! Trójdzielna tylna kanapa to całkiem dobry pomysł, a przestrzeń dla pasażerów jest bardzo przyzwoita - zmieszczą się  tam również osoby, których wzrost mierzy więcej niż 1,4 m. Co istotne (przynajmniej dla młodych rodziców), po zamontowaniu fotelika dla dzieci kierowca nie musi „kłaść się” na kierownicy i przy każdym wydechu wciskać klakson.

A jak wygląda centrum dowodzenia, czyli przód? Nie powiem, że perfekcyjnie i przestronnie, ale jest wystarczająco miejsca, aby nie nabawić się klaustrofobii. Niebieskie siedzenia (dla osób wtajemniczonych jest to kolor indygo blue za który trzeba dopłacić) z przeszyciami i burgundową oblamówką są dedykowane do tego koloru nadwozia. Skórzane wykończenie znajduje się również w wypełnieniach drzwi. Odważny kolor, ale o dziwo podkreśla przestrzeń i klasę auta. Plastikowe bordowe listwy we wnętrzu kontynuują to, co mamy na zewnątrz auta (pierwszy element całego wyposażenia, który porysujemy wsiadając i wysiadając). Listwy w drzwiach są podświetlane, szkoda tylko, że ten sam efekt nie jest kontynuowany na listwie przed pasażerem.

Mini Clubman Cooper - testBohaterem dzisiejszego testu jest auto, którego historia sięga lat 60. XX wieku. Wtedy to narodził się samochód, który dziś
Mini Clubman Cooper - test

Bohaterem dzisiejszego testu jest auto, którego historia sięga lat 60. XX wieku. Wtedy to narodził się samochód, który dziś nazywamy Clubmanem (wcześniej nazywany Travellerem, chociaż pod koniec lat 60. zaczęto wykorzystywać nazwę Clubman). Mini Clubmana trudno jednoznacznie zakwalifikować. Daleko mu do nudnego, kompaktowego pudełka, które kupuje się raczej pod kątem opłacalności niż chęci posiadania czegoś, za czym będziemy tęsknić.

fot. Konrad Grobel

Co z nawigacją i centrum dowodzenia multimediami? Ci z Was, którzy mieli styczność z systemem BMW iDrive poczują się jak w domu. Ciekawostką jest małe podmenu pokazujące aktualne wykorzystanie niutonometrów i koni mechanicznych. Co prawda, gdy mamy do dyspozycji 136 koni mechanicznych nie ma może aż takiej frajdy, no ale zawsze. We wnętrzu jest też coś, co sprawi, że poczujemy się jak w kabinie samolotu. Wszystko dzięki typowemu dla Mini przełącznikowi do odpalania auta. Duży, czerwony przycisk przywodzi na myśl odpalanie rakiety. Dla gadżeciarzy gratka, dla dużych chłopców powrót do lat młodzieńczych.

Małe niedogodności we wnętrzu, które rzucają się w oczy to zbyt głęboko schowana rączka do ustawienia oparcia, mały ekran nawigacji w wersji bazowej (chociaż wersja Professional nie powiększa zbytnio ekranu) oraz mało miejsca na nogi przy otwarciu schowka przed pasażerem. Przy pierwszym użytkowaniu denerwować mogą również dźwięki auta, ale do nich się przyzwyczaimy. Nie mam jednak myśli dźwięku silnika czy wydechu, a nawet zmiany biegów. Chodzi o dźwięki wydawane przez przyciski, które po prostu irytująco klikają. Chcemy zmienić utwór albo zrobić głośniej? Klik! Chcemy otworzyć podłokietnik? Klik! Otwieramy schowek – klik! Całe to klikanie jest tak irytujące jak osoba, która cały czas ćmoka podczas jedzenia. Nie zrobisz nic, ale w głowie już sobie wyobrażasz, jak wkładasz jej twarz w talerz zupy. W tylnej części auta nie uświadczymy elementów, które byłyby na tyle ciekawe, aby przykuły moją uwagę. Nie ma listew świecących, nie ma przycisków. Jest wejście na zapalniczkę, nawiewy i szklany dach.

Mini Clubman Cooper - testBohaterem dzisiejszego testu jest auto, którego historia sięga lat 60. XX wieku. Wtedy to narodził się samochód, który dziś
Mini Clubman Cooper - test

Bohaterem dzisiejszego testu jest auto, którego historia sięga lat 60. XX wieku. Wtedy to narodził się samochód, który dziś nazywamy Clubmanem (wcześniej nazywany Travellerem, chociaż pod koniec lat 60. zaczęto wykorzystywać nazwę Clubman). Mini Clubmana trudno jednoznacznie zakwalifikować. Daleko mu do nudnego, kompaktowego pudełka, które kupuje się raczej pod kątem opłacalności niż chęci posiadania czegoś, za czym będziemy tęsknić.

fot. Konrad Grobel

Co zatem z jazdą? Kilka liczb, tak dla formalności: 136 koni mechanicznych, 1300 kg, silnik 1.5 TwinPower Turbo, 9,1 s od 0 do 100 km/h, 205 km/h prędkość maksymalna. Przyspieszenie jest przyzwoite, prędkość maksymalna całkiem w porządku, mogłoby być trochę więcej koni, gdyż do wersji Cooper S, która ma 192 konie trochę mu brakuje, ale nie ma tragedii. Auto całkiem sprawnie przyspiesza i można nawet powiedzieć, że jest narwane, w szczególności gdy przełączymy na tryb Sport (mamy trzy tryby jazdy – Sport, Midi i Eco). Nie zmienia to jednak faktu, że prowadzi się pewnie, nie pływa, nie ma strachu podczas wjeżdżania w zakręty (ach te siedzenia sportowe w pakiecie chilli, które trzymają mocno w swoich ramach), a przy prędkości ponad 120 km/h nie ma się zimnego potu na plecach.

W mieście również nie sprawia problemu – nie jest ani za twardy, ani nie sprawia wrażenia, że jedziemy poduszkowcem. Zawieszenie jest dobrze wyważone. Problemem może być późna reakcja na pedał gazu oraz parkowanie. Dla mniej wprawnych kierowców, przy małej widoczności w lusterku wstecznym i wstecznym oknie, wyjściem może być kamera cofania i czujniki. Tym bardziej wprawionym czujniki powinny wystarczyć. O zgrozo, w jednym z pakietów wsparcia kierowcy znajduje się asystent parkowania, który rzadko jest wykorzystywany, a podbija cenę. Automatyczna skrzynia biegów „daje radę” - nie szarpie, nie ślamazarzy się, trafia w punkt. A sześć biegów wystarcza na tyle koni, ile otrzymujemy.

Mini Clubman Cooper - testBohaterem dzisiejszego testu jest auto, którego historia sięga lat 60. XX wieku. Wtedy to narodził się samochód, który dziś
Mini Clubman Cooper - test

Bohaterem dzisiejszego testu jest auto, którego historia sięga lat 60. XX wieku. Wtedy to narodził się samochód, który dziś nazywamy Clubmanem (wcześniej nazywany Travellerem, chociaż pod koniec lat 60. zaczęto wykorzystywać nazwę Clubman). Mini Clubmana trudno jednoznacznie zakwalifikować. Daleko mu do nudnego, kompaktowego pudełka, które kupuje się raczej pod kątem opłacalności niż chęci posiadania czegoś, za czym będziemy tęsknić.

fot. Konrad Grobel

Sporym problemem może okazać się spalanie - 9,5 litra na 100 km przy silniku 1.5 to zdecydowanie za dużo. Obrońcy powiedzą, że to przez turbo. OK, ale to nadal nie tłumaczy tego, że jest to zdecydowanie za dużo. Podobno wyższe spalanie utrzymuje się przez pierwsze 1000 km, aby później spaść do wartości zbliżonych do tych z katalogu: w mieście 6,2 l/100 km, poza miastem 4,4 l/100km i cyklu mieszanym 5,1 l/100 km. Zmniejszeniu zużyciu paliwa ma pomóc system Start/Stop, który jest nieco nadgorliwy. Porównałbym go do strażnika miejskiego lub biurokraty, którzy staną na głowie, aby nigdy nic nie umknęło im uwadze. Mini zostało wyposażone w klasyczne systemy bezpieczeństwa: ABS, ESP, poduszki powietrzne oraz opcjonalnie ogranicznik prędkości (zaliczam go do zabezpieczeń przed niechcianymi i drogimi zdjęciami z fotoradarów), a także system wczesnego ostrzegania przed kolizją z funkcją automatycznego hamowania. Chociaż z tym wczesnym to bym nie przesadzał, bo podjechałem pod auto stojące przede mną całkiem blisko i nie wyczułem, aby pojazd przyhamował. 

Mini Clubman Cooper - testBohaterem dzisiejszego testu jest auto, którego historia sięga lat 60. XX wieku. Wtedy to narodził się samochód, który dziś
Mini Clubman Cooper - test

Bohaterem dzisiejszego testu jest auto, którego historia sięga lat 60. XX wieku. Wtedy to narodził się samochód, który dziś nazywamy Clubmanem (wcześniej nazywany Travellerem, chociaż pod koniec lat 60. zaczęto wykorzystywać nazwę Clubman). Mini Clubmana trudno jednoznacznie zakwalifikować. Daleko mu do nudnego, kompaktowego pudełka, które kupuje się raczej pod kątem opłacalności niż chęci posiadania czegoś, za czym będziemy tęsknić.

fot. Konrad Grobel

Pisząc testy aut staram się określić, czy dany samochód byłby zwierzęciem, czy człowiekiem. A jeżeli tak, to jakim?  Tym razem jedyna myśl, która przychodzi mi do głowy, to porównanie Clubmana do… gatunku muzycznego, a konkretniej do jazzu. Clubman w testowanej konfiguracji jest jak jazz - może być spokojny i relaksacyjny, aby za chwilę rzucić się w wir klasycznego jazzu nowoorleańskiego. Czego powinniśmy słuchać w tym aucie? Na pewno czegoś z pamięci przenośnej, bo auto nie posiada ani czytnika CD, ani kart SD. A  jeżeli chodzi o gatunek, to polecam jazz, muzykę klasyczną, a dla lubiących poszaleć – rock, ale bardziej ballady niż hard rock.

Czy jest to auto dla jazzmanów? Raczej nie, bo znany jest dowcip, w którym spotyka się dwóch muzyków jazzowych. Jeden z nich chwali się, że wydał płytę, na co drugi odpowiada: „Tak, a czy już coś sprzedałeś?” Puenta nie jest chyba zaskakująca, ale odpowiedź brzmi: „Tak, sprzedałem dom, działkę, samochód…” Niemniej, to właśnie jazz powinien brzmieć w Mini Clubmanie.

Dla kogo jest to auto? Po dłuższym zastanowieniu jest to typowy mieszczuch, ale taki, który da sobie radę w dłuższej trasie, nawet tej zagranicznej. Jest to auto dla młodego małżeństwa, ale ucieszą się z niego również single w okolicach trzydziestki, którzy chcą mieć spore auto, ale bez wchodzenia w tatusiowe kombi. Oczywiście jest to też samochód dla osób starszych, ale takich, które mają luźne podejście do życia. Może dla dandysów? Może dla nowoczesnego pokolenia 40+? Musi to być osoba dojrzała z dystansem do siebie i otoczenia, ale lubująca się w rzeczach eleganckich. Z całą pewnością jest to auto dla osób, które mają trochę więcej pieniędzy na zakup, gdyż Clubman w wersji Cooper z automatyczną skrzynią biegów zaczyna się od 107 tysięcy złotych. W testowanej konfiguracji to koszt powyżej 160 tysięcy złotych. Nie jest to tani zakup, ale czy wart swojej ceny? Sądzę, że tak, w szczególności jeśli chcemy się wyróżniać i gdy w duszy gra nam jazz. I oczywiście gdy chcemy auto oryginalne i eleganckie. Taki właśnie jest Clubman Cooper. Elegancki acz nieprzewidywalny.

Mini Clubman Cooper
Silnik:
benzynowy, 1499 cm3
Moc maks.:
136 KM @ 4400 obr./min.
Maks. moment obr.:
220 Nm @ 1250 obr./min.
Wymiary (dł./szer./wys.) mm:
4253/1800/1441 mm
Waga:
1375 kg
Cena:
od 107 086 zł

Jak wybrać olej silnikowy?

Konkurencja?
Kombi z segmentu B i zahaczające o C. Nie ma konkurenta u głównych oponentów jak Fiat 500, Volkswagen Beetle czy Smart. Za mały do zwykłego kombi, za duży dla bazowych wersji głównych konkurentów marki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na motofakty.pl Motofakty