Ubezpieczyciele kapturowi?

Nagminna jest sytuacja, w której ubezpieczyciele odmawiają nam wglądu w nasze własne akta. Tak się dzieje, gdy oczekiwania ubezpieczonego nie są tożsame z chęciami ubezpieczającego, innymi słowy - gdy np. nie godzimy się z wysokością proponowanego odszkodowania, bo uznajemy je za zbyt skromne.

Żeby móc podjąć dyskusję z zakładem ubezpieczeń, trzeba poznać jego
argumenty - zawarte w naszych dokumentach. Tymczasem, prośby o udostępnienie
dokumentacji są zbywane stwierdzeniami, że osoby kompetentne już się wypowiedziały,
a papiery będą udostępnione tylko w przypadku, gdy wystąpimy do sądu...
Z kapturowymi werdyktami trzeba walczyć.
Przyciskani ubezpieczyciele wytaczają 4 argumenty - że nic nie muszą,
bo nikt im nie kazał (co nie jest prawdą), że chronią dane osobowe (nasze
przed nami), że dane mogą szkodzić ubezpieczonemu (gdy np. nadinterpretuje
lekarską opinię), i że ekspertyzy są ich własnością (bo wykonano je za
ich pieniądze, co każe zapytać, gdzie się podziała nasza składka?).
Pomińmy teraz obowiązującą w Unii Europejskiej zasadę jawności takich
dokumentów, choć to filar konsumenckiego prawa do informacji. Andrzej Zoll
- Rzecznik Praw Obywatelskich stwierdził, że przez poinformowanie poszkodowanego
o postępowaniu, należy dać szansę ustosunkowania się do każdego "środka
dowodowego", a możliwość wglądu w tym przypadku nie wystarcza. Możemy więc
- rzecz jasna na piśmie - domagać się kserokopii!
Będą potrzebne choćby po to, by nasi rzeczoznawcy dokładnie wiedzieli
z czym się nie godzimy; bo gdy mamy iść do sądu, to na ekspertyzę trzeba
odpowiedzieć... ekspertyzą, a sąd być może powoła biegłego rzeczoznawcę.
A ponieważ sprawy nie są zwykle aż tak proste, jak nasz schemat, sugerujemy
korzystanie z usług niezależnych rzeczoznawców np. Ekspertów Techniczno
Motoryzacyjnych "Rzeczoznawcy PZM" S.A., Oddział w Warszawie, tel. 827-27-92
i konsultacje w biu- rze Rzecznika Ubezpieczonych: [email protected],
www.rzu. gov.pl, tel 333 73 28.