Wołga M21

Stanisław Śmierciak
Gdy na Żeraniu wytrwale produkowano i jedynie nieznacznie modernizowano warszawę m 20, fabryka w mieście Gorki w ZSRR wprowadzała do swojej oferty całkiem nowy samochód, mający wozić socjalistycznych notabli. Był to rok 1956.

Gdy na Żeraniu wytrwale produkowano i jedynie nieznacznie modernizowano warszawę m 20, czyli rosyjską pobiedę, fabryka w mieście Gorki w ZSRR wprowadzała do swojej oferty całkiem nowy samochód, mający wozić socjalistycznych notabli. Był to rok 1956. Pojazd był zdecydowanie odmienny, nieporównanie ładniejszy
w całej stylizacji nadwozia i bardziej nowoczesny w rozwiązaniach technicznych.
Proponowano także nową nazwę handlową: wołga. W symbolach fabrycznych zachowano
jednak ciągłość. O ile pobieda nosiła symbol GAZ m 20 (GAZ to skrót od
Gorkowskij Awtomobilnyj Zawod) to wołga oznaczona była jako GAZ m 21.
Limuzyna drugiego garnituru
Przeznaczenie wołgi było podobne jak jej poprzedniczki. Pojazd był
limuzyną drugiej kategorii. O ile dygnitarzy z partyjnego i rządowego szczytu
miały przewozić reprezentacyjne olbrzymy - radzieckie wozy czajka, zis
i ził lub czechosłowacka tatra 603, to dostojników niższego szczebla, czyli
tzw. drugiego garnituru, miała przewozić właśnie wołga. Młodszym czytelnikom
trzeba wyjaśnić, że w tamtym okresie budowania realnego socjalizmu nie
brano pod uwagę takiego wynaturzenia ideologicznego jak posiadanie prywatnego
samochodu. Wóz bardzo szybko zyskał przydomek mknącego jelenia, bo na masce
umieszony był taki właśnie symbol. Mała, stercząca, srebrzysta statuetka
okazała się nader niebezpieczna w przypadku uderzenia w pieszego i w jej
miejsce pojawiła się umieszczona płasko na masce plakietka, też z wizerunkiem
mknącego jelenia.
Dostojnik na kanapie
Wóz z 1956 roku, rozpoczynający erę wołgi w motoryzacji nie tylko Związku
Radzieckiego, ale także wszystkich państw bloku demokracji ludowej, przypominał
pojazdy amerykańskie oraz zachodnioeuropejskie tamtej epoki. We wnętrzu
nadal tkwiły dwie wielkie kanapy. Na każdej było dosyć miejsca dla trzech
osób. Dźwignia zmiany biegów została jak w pobiedzie tuż przy kierownicy,
żeby lewarek sterczący z podłogi nie przeszkadzał pasażerowi siedzącemu
na środku przedniej kanapy. Rewelacją stylistyczną był szybkościomierz.
Wystawał wysoko nad deskę przy przedniej szybie, miał kształt ćwiartki
dość dużej zielonej pomarańczy i był cały przezroczysty. Podświetlony wieczorem
rozjaśniał wnętrze i błyszczał na zewnątrz wozu niczym lampa sygnałowa.
Wnętrze auta było tak obszerne, że na kanapie bez kłopotu można było położyć
się i spać. Jeszcze w latach 70. taką redakcyjną wołgą woził nas z Krakowa
na reportaże w terenie niezastąpiony mistrz kierownicy oraz doradca początkujących
dziennikarzy Franciszek Zuzek.
Szkolna profanacja majestatu
W Nowym Sączu wołga przysługiwała I sekretarzowi Komitetu Powiatowego
PZPR. Takie służbowe auto miał również dyrektor Sądeckich Zakładów Przetwórstwa
Owocowo-Warzywnego, czyli pradziadka obecnej wytwórni znakomitych soków
owocowych Tymbark. Wołgą wożony był dyrektor PKS, ale to była wówczas potężna
firma transportowa. Szokiem było więc, gdy w 1965 r. nowa wołga trafiła
do Technikum Samochodowego w Nowym Sączu. Zaczął jeździć nią dyrektor,
ale nie wszystkim notablom było w smak takie pospolitowanie dygnitarskiej
marki. Pojazd trafił więc do warsztatów technikum, żeby szkolili się na
nim przyszli kierowcy lokalnych dostojników, a również mechanicy warsztatów
w kolumnach urzędniczego transportu. Samochód, którego nie sposób było
zajeździć nawet przez szkolnych kursantów, postanowiono wreszcie sprzedać.
W 1978 r. kupił leciwą wołgę kierowca sądeckiego PKS Antoni Zaczyk z Limanowej.
W prywatnych rękach
- Auto miało przejechane sporo kilometrów, ale było całkiem sprawne
- opowiada Antoni Zaczyk. - Żeby móc korzystać z niego, żona Władysława
zrobiła prawo jazdy. Ja nie mogłem być na każde domowe zawołanie, bo pracowałem
zazwyczaj na delegacjach daleko od domu. Jeździłem ciężarówką horh, jaką
dziś pamiętają tylko najstarsi, a także hobbyści dawnych aut. Prowadziłem
polskiego żubra, którego motor huczał jak startujący odrzutowiec. Przetestowałem
wszystkie modele aut marki Star. Po takich służbowych doświadczeniach wołga
była prawdziwym luksusem. Jeździliśmy więc całą rodziną chętnie i często,
a na dodatek daleko. Zazwyczaj do Czechosławacji i na Węgry. Dzieci polubiły
zwłaszcza Budapeszt. Przy kompletnej pustce w polskich sklepach kupowaliśmy
tam wszystko co dla dwóch synów i dwóch córek było potrzebne. Wołga była
zawsze niezawodna. Dwa razy robiłem kapitalny remont silnika, ale w wozie
nadal jest ten sam motor, z jakim wyjechała z fabryki. Ma ten silnik numer
553863. W garażu mam też zapasowe błotniki, bo spodziewałem się stłuczek,
kiedy żona zaczynała prowadzić, ale okazała się kierowcą iście znakomitym
i fabryczne blachy czekają na ewentualny remont nadwozia. Takiej potrzeby
do tej pory nie było, choć samochód na już 38 lat i chyba z ponad milion
przejechanych kilometrów. Wprowadziłem dwa drobne usprawnienia. Drążek
zmiany biegów spod kierownicy leży w piwnicy, a zamontowałem lewarek w
podłodze. Ostatnio dałem też instalację gazową, gdyż o wymagane dla tego
silnika paliwo niskooktanowe (78 oktan) jest już trudno, a poza tym na
gazie jest taniej. Wołga, gdy dostanie dzisiejszą benzynę 94-oktanową,
to spala jej około 10 litrów na 100 km przy szybkości 80 km na godzinę,
Staruszka nadal jednak śmiga z fasonem i nieustannie wzbudza duże zainteresowanie.
Tylko 23-letni syn Paweł, który uwielbiał jeździć starą wołgą, przesiadł
się na pospolite bmw, bo mówi, że mu szkoda zajeździć taki piękny i zabytkowy
pojazd.
Odmładzana staruszka
Na taśmach produkcyjnych fabryki w mieście Gorki wołga M21 została
zastąpiona w 1968 r. przez mającą nowe nadwozie wołgę M24. Zanim to jednak
nastąpiło, przeszła kilka modernizacji, z których bodaj najistotniejszą
było zastąpienie amortyzatorów dźwigniowych teleskopowymi. To nastąpiło
w 1962 r. Wołga w kolejnych latach otrzymywała ulepszane silniki o pojemności
skokowej prawie dwa i pół litra. Pierwszy miał 70 KM przy 4000 obrotów
na minutę. Następny już 75 KM, zaś kolejny nawet 80 KM. Żeby to uzyskać,
skracano skok tłoka, a więc podwyższano stopień sprężania z 6,6 do 7,15
a w trzeciej wersji do 7,5. Było też można wybrać diesla o mocy 43 KM.
Był oszczędny. Spalał tylko 8,5 l oleju na 100 km. Auto z silnikiem wysokoprężnym
rozwijało jednak prędkość o 20 km mniejszą i jechało najwyżej 115 km na
godzinę.
Dane techniczne

Nadwoziesamonośne, metalowe, 4-drzwiowe, 6-miejscowe
Długość483 cm
Szerokość180 cm
Wysokość163 cm
Ciężar suchy pojazdu1360 kg
Skrzyniaprzekładniowa 3-biegowa (II i III synchronizowane) oraz bieg wsteczny
Zawieszenie
Przódniezależne na wahaczach poprzecznych, sprężynach śrubowych i amortyzatorach
teleskopowych
Tyłmost sztywny zawieszony na dwóch resorach z amortyzatorami teleskopowymi
Hamulcehydrauliczne bębnowe na 4 koła
Ogumienie6.70 - 15 Ô'
Zbiornik paliwa60 litrów
Silnik4-suwowy, 4-cylindrowy, rzędowy, gaźnikowy, chłodzony wodą, umieszczony
z przodu napędza koła tylne
Pojemność skokowa2445 ccm
Stopień sprężania7,15
Moc maksymalna75 KM przy 4000 obrotów na minutę
Szybkość maksymalna135 km/godz.
Zużycie paliwa10-11 litrów etyliny na 100 km
od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na motofakty.pl Motofakty