Coraz więcej progów zwalniających we Wrocławiu. Kierowcy narzekają

Weronika Skupin
Fot. omasz Bolt/Polskapresse
Fot. omasz Bolt/Polskapresse
Płaskie, garbate, długie i krótkie - rodzajów progów zwalniających jest wiele. We Wrocławiu powstają coraz to nowe, a kierowcy narzekają. - Nie da się normalnie przejechać, co chwila trzeba stawać, mimo że nikt tędy nie chodzi - mówi Henryk Bakalarz o progach z ul. Wieczystej przed Szkołą Podstawową nr 17. Problem w tym, że w roku szkolnym nietrudno o to, by dziecko weszło prosto pod koła samochodu. O progi wnioskowała szkoła.
Fot. omasz Bolt/Polskapresse
Fot. omasz Bolt/Polskapresse

Co na to mieszkańcy? Niektórzy progów nie chcą, bo sami są kierowcami, a zatrzymywanie się co rusz ich denerwuje. Narzekają też na hałas. Jednak większość wnioskujących o progi podkreśla, że najważniejsze jest bezpieczeństwo.

- Po zamknięciu ryneczku na Psim Polu ruch z ul. Krzywoustego przeniósł się na ul. Zielną, a stoi tu znak "strefa zamieszkania". Kierowcy pędzili 50 km na godzinę, dlatego wnioskowaliśmy o progi. Miasto je postawiło - mówi Halina Klaus z ul. Zielnej. Dodaje, że szaleńcy nie zwolnili. - Między progami naliczyłam 90 kroków, zdążą się rozpędzić.

Ewa Mazur z Zarządu Dróg i Utrzymania Miasta wyjaśnia, że progi stawia się, gdy nie pomagają znaki ograniczenia prędkości, zwykle na wniosek rad osiedla. Kierowcy, którzy nic sobie nie robią z ograniczenia, zostaną ukarani rozbiciem miski olejowej lub... bólem głowy, bo gdy nie zmniejszą prędkości, podskoczą na fotelu. Jeśli próg był przepisowy, na odszkodowanie za uszkodzenia auta nie ma co liczyć.

We Wrocławiu w tym roku stanie co najmniej 45 progów spowalniających w 14 miejscach,  np. na ul. Krynickiej i Orzechowej na Gaju. W ubiegłym roku progów położono 69. Z pewnością będzie wiele kolejnych. - Osiedla się rozbudowują, mieszkańcy i rady osiedli wnioskują o progi, by uspokoić ruch na uliczkach - tłumaczy Ewa Mazur z Zarządu Dróg i Utrzymania Miasta.
Ale kierowcy narzekają, bo jazda przez progi nie należy do  najprzyjemniejszych. Trzeba zwolnić do ok. 20 km/h. O to jednak chodzi - by nie pędzić.

Próg progowi nierówny

Spowalniaczy nie spotkamy na głównych drogach, a jedynie na lokalnych. Wszystkie muszą mieć parametry zgodne z rozporządzeniem ministra. Najpopularniejsze, płytowe, są wysokie na 10 cm, mają metr najazdu z każdej strony i szerokość co najmniej 2 m. Można na nich wymalować przejście dla pieszych. Pokonuje się je dość łagodnie. Inne, listwowe, są węższe (nawet od 0,9 m) i mniej lubiane przez kierowców. Są zazwyczaj pomalowane jak osa: w żółto-czarne pasy.

Są też progi podrzutowe. Jak sama nazwa wskazuje na nich samochód może mocno podskoczyć, jeśli kierowca nie zachowa stosownej prędkości. Są wąskie, niektóre przypominają ścięte piramidy, nie mają delikatnego najazdu i trzeba mocno zwolnić, by nie "pofrunąć". - Na publicznych drogach we Wrocławiu nie ma progów skokowych. Można je spotkać jedynie na prywatnych terenach, drogach wewnętrznych czy parkingach przy supermarketach. Miasto montuje jedynie progi spowalniające - mówi Ewa Mazur.

Jak dodaje, funkcję spowalniacza pełnią też inne elementy, np. wysepki, które trzeba omijać slalomem, tzw. łapy niedźwiedzia. Nie dość, że trzeba zwolnić, to należy przepuścić samochód z naprzeciwka. - Także podniesione przystanki wiedeńskie zmuszają kierowców do zwolnienia. Teraz montujemy takie na Trzebnickiej i Hubskiej, gdzie w najbliższy weekend robotnicy powinni się przenieść na drugą stronę jezdni - mówi Mazur.

Każdy rodzaj spowalniacza musi być odpowiednio oznaczony, zalecane są też odblaski.

Zbyt szybcy będą wściekli

Co spotka kierowcę, który szaleje na progach? Jak mówi Ewa Mazur, ścigający się na osiedlowych uliczkach przepłacają spotkanie z progiem bólem głowy, bo jadąc zbyt szybko, można podskoczyć na fotelu i mocno uderzyć w dach. Konsekwencje mogą być poważniejsze - urwanie miski olejowej czy też inne uszkodzenia podwozia, których naprawa będzie kosztowała kilkaset zł. Te zdarzają się jednak dość rzadko, bo progi są zaprojektowane tak, by nie zniszczyć na nich auta, nawet gdy jedzie się dwa razy za szybko, a jedynie "dostać nauczkę".

- Wielu kierowców przyjeżdża z uszkodzonym podwoziem, ale zazwyczaj po bliskim spotkaniu z wrocławskimi dziurawymi drogami lub wysokim krawężnikiem - mówi Robert Adamiak z serwisu samochodowego Elmi przy ul. Robotniczej we Wrocławiu. Dodaje, że sam kiedyś nie zauważył progu, na który najechał z prędkością około 80 km/h. Usłyszał huk, samochód podskoczył, ale poza tym nic złego się nie stało.

Ktoś, kto na progu uszkodzi samochód, oczywiście może się ubiegać o odszkodowanie. Ale ze świecą szukać tych, którzy je dostali. Jak tłumaczy Ewa Mazur, w takich sprawach powoływany jest biegły, który ocenia, czy próg ma odpowiednie parametry i jest prawidłowo oznakowany. Miejskie progi przechodzą odbiory techniczne i spełniają te wymogi. Poza tym trzeba udowodnić, że jechało się z odpowiednią prędkością.

- Gdy jedziemy odpowiednio wolno, nie może stać się nic złego - podsumowuje Mazur.

                                                                                               Źródło: Gazeta Wrocławska

od 16 lat
Wideo

Policyjne drony na Podkarpaciu w akcji

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na motofakty.pl Motofakty