Garbus – moja miłość

Marta Paluch
Garbus jest jak kochanka – nieprzewidywalny, humorzasty, piękny. I jak zaraza, od której trudno się uwolnić – mówią ci, którzy dali się zainfekować.

Garbus jest jak kochanka - nieprzewidywalny, humorzasty, piękny. I jak zaraza, od której trudno się uwolnić - mówią ci, którzy dali się zainfekować.

 

Dla tego auta ojcowie rodzin są skłonni wybrać do zera pięciotysięczny debet, a wnuczki paprać się w zatłuszczonych śrubkach. Pasjonaci to ciężkie przypadki - nawet poruszając się o kulach deklarują chęć wzięcia udziału w sierpniowym zlocie w Kryspinowie. W sobotę spotkali się przy okazji premiery filmu "Garbi-superbryka".

 

O miłości w samochodzie

 

Pierwszą miłością Andrzeja Folty był prawdziwy opozycyjny bohater. Szwagier uciekał nim w stanie wojennym do Niemiec. W drodze do granicy porzucił auto w Strzelcach Opolskich. - Po roku przywiozłem je do Krakowa, wyremontowałem i połknąłem bakcyla - przyznaje właściciel. W sobotę przed kino przyjechał z zielonym "Fafuciem" z 1969 r., który mu pozostał na otarcie łez po dwóch innych garbusach, które rozbił. Zreperował też "Busia," czyli Volkswagena Garbusa 1300, urodzinowy prezent dla bratanka, Jakuba Molędy.

 

Ten ostatni deklaruje "Busiowi" wierność aż do śmierci, choć auto do spolegliwych nie należy.

- Zależnie od humoru, czasem hamulce działają, czasem nie, czasem jedynka wchodzi, innym razem nie - tłumaczy. Jednak drobne potknięcia się wybacza. Jakub dał mu się nawet wypowiedzieć artystycznie na swojej nowej płycie. Śpiewana z bratem Maćkiem piosenka o miłości rozpoczyna się rozkosznym mruczeniem silnika "Busia".…

 

Fot. Marta Paluch
Fot. Marta Paluch

Na spotkanie Kuba zjechał aż z Kołobrzegu, by "Busia" wszystkim pokazać. To jeden z najstarszych modeli w Krakowie - rocznik 1958.

 

Pieskie życie, wyprute flaki

 

Garbusiarze twierdzą, że nie ma dwóch takich samych aut na świecie. Każde nosi piętno właściciela, bo ciągle coś trzeba przerabiać, naprawiać i ulepszać. Podobnie jak harleyowcy, miłośnicy tych aut uwielbiają w nich dłubać i upiększać je, aby się przejechać… od święta.

 

- To cacko nigdy mnie nie zawiodło - mówi Danuta Lenda, właścicielka złotego Garbusa z 1972 r. - Rozkręciłem go co do śrubki i składałem przez trzy miesiące, a części nosiła wnuczka - mówi jej mąż Ryszard, który od 15 lat konserwuje Garbusy. Mają ich teraz osiem. — Ale jeżdżę rzadko, bo mi go szkoda — tłumaczy Danuta Lenda.

 

Dobre technicznie auta to jednak rzadkość. Często coś im dolega. - Mojemu "Dalmatyńczykowi" ostatnio wyszedł korbowód przez blok silnika. To tak, jakby człowiekowi wypłynęły bebechy - tłumaczy Marcin Bubka , informatyk z Krakowa.

Fot. Marta Paluch
Fot. Marta Paluch

 

Białego Garbusa własnoręcznie upstrzył czarnymi kropkami. - Tak właśnie mi się przyśniło - przyznaje. Niedawno zakupił pod kolor samochodu psa dalmatyńczyka. Trzeciego września bierze ślub - pojadą z żoną Garbusem kolegi z 1997 r., a swojego odstąpią druhom.

 

Jajko na masce

 

Największą atrakcją dla garbusiarzy są zloty. W ciągu roku kilkanaście razy ten sam rytuał: przeciąganie auta, jazda z jajkiem na masce, wyścigi i jazda na rowerze w masce gazowej z zamalowanymi na czarno "okularami". Piwo, kiełbaski, muzyka. Prawdziwi pasjonaci jeżdżą na wszystkie.

 

Tomek Buczek prawa jazdy nie ma, ale ma za to dwa auta i zerwane na ostatnim zlocie ścięgno ("przeciąganie liny się przeciągnęło"). To jednak nie przeszkodzi mu pojechać w sierpniu do Kryspinowa.

- Decyduje pasja. Pojechałem raz, kupiłem auto, którym teraz wożą mnie koledzy. Niedługo zrobię prawo jazdy - odgraża się. - Bo zloty to niekończąca się przygoda, życie w drodze - mówi. Razem z Laską, właścicielem modelu 1303 (240 km/h, silnik 130 KM) zaliczyli ich w tym roku siedem. Obaj są członkami fanklubu "Garbata Stokrotka".

 

Prawdziwy fan

 

Powstały w 2003 r. klub na swojej witrynie www.garbatastokrotka.pl proponuje galerię zdjęć ze zlotów, historię legendarnego samochodu, zaproszenia, czat i nowinki z kraju garbatego wehikułu. Poza tym prawie każdy niezrzeszony, a szanujący się fan ma swoją stronę internetową. Np. krakowska rodzina Woźniaków na swojej prezentuje bully’ego, czyli "bulika" wraz z dokładnie udokumentowaną historią dłubaniny w ramach "reanimacji" wozu. Są na niej również linki do kilkudziesięciu stron polskich fanklubów oraz dotyczących np. tylko i wyłącznie

Fot. Marta Paluch: Niegarbaty, za to hippisowski i z garbusowym sercem - Volkswagen „bully” z 1965 r.
Fot. Marta Paluch: Niegarbaty, za to hippisowski i z garbusowym sercem - Volkswagen „bully” z 1965 r.

części do niego czy… cmentarzy VW.

 

Brak garba nie hańbi

 

Samochód państwa Woźniaków - Volkswagen Transporter z 1965 r. (bully) był jedynym niegarbatym eksponatem na sobotnim spotkaniu. Ale, jak zapewnia właściciel, ma jednak serce, czyli silnik garbusa i jest... skarbonką bez dna. - Auta, które się nie psują, są bezduszne - kwituje Wiesław Woźniak. - Gdy go zobaczyłem, natychmiast pobiegłem do banku. Wyzerowałem pięciotysięczny debet - śmieje się.

 

To wóz o hippisowskiej tradycji. Ma tapicerkę ze starych dżinsów, odbywają się też tam imprezy - ostatnio grill na dziewięć osób.

- Zapuściłem też włosy, by pasowały do samochodu - śmieje się. Z synem Pawłem i córką Agnieszką jeżdżą na zloty. - To nie to, co zjazdy amatorów starych aut, gdzie po obiedzie jest jedno piwo - zastrzega. - U nas od tego się zaczyna!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Policja podsumowała majówkę na polskich drogach

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na motofakty.pl Motofakty