Harry Miller - wizjoner

Marek Ponikowski
Barney Oldfield w "Złotej Łodzi Podwodnej" Fot:  ucapusa.com
Barney Oldfield w "Złotej Łodzi Podwodnej" Fot: ucapusa.com
Zapomnianego prekursora motoryzacji w 70 rocznicę śmierci - przypomina Marek Ponikowski

Wyścig "500 mil Indianapolis" w 1928 roku  do białości rozgrzał tłumy zgromadzone wokół toru z nawierzchnią z czerwonej

Amerykański kanon techniczny i estetyczny: Miller Special 91 z końca lat 20. Fot: Archiwum
Amerykański kanon techniczny i estetyczny: Miller Special 91 z końca lat 20. Fot: Archiwum

cegły o czterech pochyłych zakrętach. Walka była wyjątkowo zacięta, lider zmieniał się kilkakrotnie, a wygrał ostatecznie młody, mało wtedy znany kierowca z Kalifornii, Louis Meyer, osiągając przeciętną prawie 160 km na godzinę. Startował z dziewiątego pola. Oprócz ogromnej w owym czasie nagrody w wysokości 30 tys. dolarów dostał - co w kolejnych latach stało się tradycją - prezent w postaci tzw. pace car, czyli auta osobowego, które wyprowadziło 33 zawodników na linię startu. Meyer jechał w wyścigu samochodem Miller Special, podobnie jak ośmiu innych kierowców czołowej dziesiątki. Takiej dominacji jednej marki próżno szukać w przeszło stuletniej historii "Indy". Konstruktor Harry Miller był bohaterem dnia niemal na równi ze zwycięzcą.

Urodził się w 1875 roku w rodzinie emigrantów z Niemiec. Jego ojciec używał pisowni "Müller" i pracował jako nauczyciel w miasteczku Menomonie, w lesistym stanie Wisconsin, na pograniczu kanadyjskim. Harry, a właściwie Harold Arminius, ku utrapieniu rodziców od dzieciństwa interesował się wyłącznie techniką. Jako 13-latek rzucił szkołę i zatrudnił się w warsztacie naprawiającym maszyny parowe. Siedem lat później był już w Los Angeles. Pracował w sklepie rowerowym, a przy okazji konstruował rozmaite akcesoria dla kolarzy. Niebawem powrócił do Wisconsin. Został majstrem w odlewni, a w czasie wolnym zajmował się konstruowaniem silników do łodzi. Już wówczas - co odnotowują jego biografowie - dawała o sobie znać cecha osobowości, która nie

Harry Miller i jeden z jego silników Fot:garagejournal.com
Harry Miller i jeden z jego silników Fot:garagejournal.com

pozwalała w pełni się rozwinąć geniuszowi technicznemu Harry'ego Millera: nie był systematyczny, łatwo się zniechęcał i nudził wszystkim, czego nie uważał za poważne wyzwanie. W 1900 roku miał znów dosyć małomiasteczkowej egzystencji. W San Francisco zaczął budować samochód i przy okazji opatentował własną konstrukcję świecy zapłonowej. Patent sprzedał producentowi samochodów Peerless. Za zarobione w ten sposób pieniądze założył własny warsztat w Lansing w stanie Michigan. Konstruował gaźniki - jak wszystko, co robił wcześniej i później - zadziwiające oryginalnością. Miały system dysz otwierających się stopniowo, wraz z rosnącymi obrotami silnika, idealnie się więc nadawały do samochodów sportowych. W drugiej dekadzie XX wieku produkowane przez Millera gaźniki Master stosowane już były powszechnie na amerykańskich torach.  

W 1915 roku znany automobilista Bob Burman zlecił Millerowi odbudowę samochodu rozbitego podczas jednego z wyścigów. W silniku konstrukcji Peugeota Miller zastosował gaźniki Master oraz odlane w swojej firmie lekkie tłoki aluminiowe w miejsce żeliwnych. Wyremontowanym samochodem, z silnikiem o znacznie podwyższonej mocy, Burman wygrał dwa poważne wyścigi. Niebawem najsłynniejszy wówczas kierowca wyścigowy Ameryki Barney Oldfield zamówił u Millera swoje nowe auto. Wówczas po raz pierwszy dało o sobie w pełni znać nowatorstwo konstruktora. Samochód nazwany "Złotą łodzią podwodną" miał silnik, który kręcił się do niewiarygodnych na tamte czasy 4 tys. obrotów na minutę oraz aerodynamiczną kabinę w kształcie kropli wody, o sztywnej konstrukcji, chroniącej kierowcę w

Barney Oldfield w "Złotej Łodzi Podwodnej" Fot:  ucapusa.com
Barney Oldfield w "Złotej Łodzi Podwodnej" Fot: ucapusa.com

razie wywrotki. Oldfield odniósł za jego kierownicą liczne sukcesy na torach USA. To przesądziło o dalszych losach Millera. Wraz z najbliższymi współpracownikami, Fredem Offenhauserem i Leo Goosenem, poświęcił się bez reszty konstruowaniu samochodów.

- Jako pierwszy w Ameryce dostrzegł w samochodzie wyścigowym jego piękno - czytamy na poświęconej Harry'emu Millerowi stronie internetowej. - Metal i tworzone z niego mechanizmy budziły w nim emocje wykraczające daleko poza proste wytwarzanie rzeczy użytecznych. Nawet te części czy fragmenty urządzeń, które pozostawały ukryte przed oczami widza, formował i cyzelował z czułym uczuciem. To zaangażowanie sprawiło, że grupowali się wokół niego ludzie ceniący te same wartości…

Jeśli szukać w świecie samochodów postaci porównywalnego formatu, na myśl przychodzi Ettore Bugatti. Działali w tym samym okresie, a ich myśli biegły podobnymi ścieżkami. Przyjrzyjmy się zbudowanemu przez Millera prawie sto lat temu samochodowi wyścigowemu TNT: trzylitrowy, sześciocylindrowy silnik, stanowiący jak w dzisiejszych bolidach Formuły 1 część struktury nośnej, blok z aluminium z tzw. mokrymi tulejami cylindrów, dwa wałki rozrządu w głowicy. Koła z lekkiego stopu z płaskimi "szprychami", podobne do tych z Bugatti Tipo 35, ale opatentowane pięć lat wcześniej, lekkie bębny hamulcowe przy wszystkich czterech kołach…

Samochody startujące w słynnym wyścigu w Indianapolis co kilka lat modyfikowano, stosownie do zmieniającego się regulaminu. Innym konstruktorom utrudniało to życie, dla Millera było tylko kolejnym wyzwaniem, które mobilizowało go do

Miller FWD podczas wyścigu górskiego Pikes Peak Fot:americabymotorcycle
Miller FWD podczas wyścigu górskiego Pikes Peak Fot:americabymotorcycle

poszukiwania nowych rozwiązań. Każde z jego aut wymagało 6-6,5 tys. godzin pracy, z czego 700-1000 godzin poświęcano wyłącznie na estetykę pojazdu. Samochody prezentowały się jak dzieła sztuki w stylu art deco. I wygrywały: 15 razy między rokiem 1921 a 1941.

W latach 20. Miller konstruował samochody wyścigowe z napędem przednim i, równie dobre - z klasycznym układem napędowym. Stosował doładowanie i układ czterech zaworów na cylinder. W kolejnej dekadzie zbudował kilka samochodów z napędem kół obu osi, przeczuwając - pół wieku przed konstruktorami Audi - że to rozwiązanie nadaje się do sportu. W 1935 roku do spółki z Prestonem Tuckerem, inną niezwykłą osobowością amerykańskiej motoryzacji, budował samochody formuły Indy dla Forda. Miały niezwykle piękną, aerodynamiczną sylwetkę i niezależne zawieszenie wszystkich kół. Pod koniec lat 30. konstruował na zlecenie koncernu paliwowego Gulf kolejną wyścigówkę - z silnikiem za fotelem kierowcy i z tarczowymi hamulcami. Jego czas się już jednak kończył. Zmarł 70 lat temu, w samotności, zgnębiony chorobami. Dziś w ojczyźnie niemal o nim zapomniano, choć aż do lat 60. ubiegłego wieku przetrwał na torach stworzony przez niego kanon amerykańskiego samochodu wyścigowego.

od 16 lat
Wideo

Policyjne drony na Podkarpaciu w akcji

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na motofakty.pl Motofakty