Klasyki w FSO. Wyrwane ze snu obudziły żerańskie hale (video)

Kamila Nawotnik
Pierwsze auto zjechało z żerańskich taśm montażowych 6 listopada 1951 roku. 68 lat później, w dawno zamkniętej hali ktoś obudził duchy przeszłości. Zapraszamy na wyjątkową wycieczkę pełną nostalgii, w której towarzyszył nam jeden z pomysłodawców wystawy “Klasyki w FSO” - Maciej Bień.Fot. Kamila Nawotnik
Pierwsze auto zjechało z żerańskich taśm montażowych 6 listopada 1951 roku. 68 lat później, w dawno zamkniętej hali ktoś obudził duchy przeszłości. Zapraszamy na wyjątkową wycieczkę pełną nostalgii, w której towarzyszył nam jeden z pomysłodawców wystawy “Klasyki w FSO” - Maciej Bień.Fot. Kamila Nawotnik
Pierwsze auto zjechało z żerańskich taśm montażowych 6 listopada 1951 roku. 68 lat później, w dawno zamkniętej hali ktoś obudził duchy przeszłości. Zapraszamy na wyjątkową wycieczkę pełną nostalgii, w której towarzyszył nam jeden z pomysłodawców wystawy “Klasyki w FSO” - Maciej Bień.

Trudno powiedzieć, co w większym stopniu przykuło moją uwagę - legendarne auta, których poza zlotami nie mam już szansy obserwować na ulicach czy atrakcyjna perspektywa zobaczenia od środka miejsca, które odegrało niemałą rolę w kształtowaniu motoryzacyjnego obrazu mojego kraju. Wielu Polaków, a już na pewno każdy warszawiak urodzony przed 1990 rokiem, doskonale zna skrót „FSO”. Nazwa ta powoli zaczynała ginąć w naszej świadomości, ale chyba możemy odetchnąć z ulgą, ponieważ pojawił się ratunek dla młodszych pokoleń. Serce kolebki dawnych motoryzacyjnych marzeń znów zaczęło bić, a wszystko za sprawą wyjątkowej wystawy zorganizowanej w dawnej Fabryce Samochodów Osobowych.

Od chleba do klasyka

Pierwsze auto zjechało z żerańskich taśm montażowych 6 listopada 1951 roku. 68 lat później, w dawno zamkniętej hali ktoś obudził duchy przeszłości. Zapraszamy
Pierwsze auto zjechało z żerańskich taśm montażowych 6 listopada 1951 roku. 68 lat później, w dawno zamkniętej hali ktoś obudził duchy przeszłości. Zapraszamy na wyjątkową wycieczkę pełną nostalgii, w której towarzyszył nam jeden z pomysłodawców wystawy “Klasyki w FSO” - Maciej Bień.

Fot. Kamila Nawotnik

Hale zlokalizowane przy ul. Jagiellońskiej wypełniło prawie 150 klasyków, pochodzących nie tylko z naszych dróg, ale i zza granicy. Samochody, motocykle i rowery odpowiadają jednak za połowę klimatu panującego podczas wycieczki korytarzami dawnej lakierni - resztę zawdzięczamy wyjątkowej lokalizacji. Zabawne, że początkowy plan zakładał zebranie pereł polskiej myśli motoryzacyjnej w zgoła odmiennym miejscu, mało kojarzącym się z samochodami PRL-u – dawnej piekarni przy ul. Szwoleżerów.

- Blisko 3 lata temu wynajęliśmy halę należącą wówczas do ambasady Malezji. Była w stanie opłakanym, z przeciekającym dachem. Gdy weszliśmy tam w marcu, było strasznie brudno i czuć było stęchliznę. Przez pierwsze pół roku, do końca wakacji, robiliśmy, ile się dało. Kosztowało nas to majątek, ale w końcu udało się to osuszyć. Gdy weszliśmy tam z Robertem Brykałą, stwierdziliśmy, że w życiu nie uda nam się zagospodarować tego miejsca i wypełnić go autami. Trochę to było naiwne, bo jak już pojawiła się przestrzeń do garażowania, to każdy z nas stracił kontrolę i zaczęliśmy kupować auta. Skoro mamy gdzie je trzymać, to czemu nie? W niedługim czasie zrobiło się już ciasno, ale nie mieliśmy perspektywy na zmiany i pewnie siedzielibyśmy tak do dziś, gdyby nie to, że z wielu różnych powodów wypowiedziano nam umowę najmu i naprędce musieliśmy czegoś poszukać. Trafiła nam się hala FSO, ale nie ta wykorzystywana obecnie, tylko tłocznia, gdzie ustawiliśmy wszystkie auta z piekarni. Gdy zgromadziliśmy tam blisko 200 samochodów, pokazaliśmy jaki mamy potencjał i możliwości. Wtedy zdołaliśmy wynegocjować z FSO wynajem lakierni - opowiada Maciej Bień.

Pierwsze auto zjechało z żerańskich taśm montażowych 6 listopada 1951 roku. 68 lat później, w dawno zamkniętej hali ktoś obudził duchy przeszłości. Zapraszamy
Pierwsze auto zjechało z żerańskich taśm montażowych 6 listopada 1951 roku. 68 lat później, w dawno zamkniętej hali ktoś obudził duchy przeszłości. Zapraszamy na wyjątkową wycieczkę pełną nostalgii, w której towarzyszył nam jeden z pomysłodawców wystawy “Klasyki w FSO” - Maciej Bień.

Fot. Kamila Nawotnik

Wyjątkowość wystawy jest niepodważalna. Zamiast zwykłej hali, wchodzimy bowiem do miejsca, które kiedyś wielu dawało nadzieję na to, że socjalistyczna Polska stanie się potęgą pod względem gospodarczym. Nigdy jednak do tego nie doszło. - Aby faktycznie móc zaistnieć w stopniu narodowym, musielibyśmy fabrykę mocno rozbudować i zainwestować w jakość. W latach 90. FSO zaczęło spełniać międzynarodowe standardy i normy ISO, ale wtedy było za późno. Mieliśmy w ofercie przestarzałe Polonezy i koreańskie pudrowane trupy typu stary Opel Kadett pod postacią Daewoo Nexia – samochody, które u nas oczywiście sprzedawały się i były w miarę nowoczesne, natomiast na rynkach europejskich nie mogły liczyć na jakąkolwiek perspektywę ich podbicia.

To była przez lata wada gospodarki socjalistycznej, sterowanej centralnie. W każdym normalnym kraju fabryka zarobione pieniądze może przeznaczyć na dalszą rozbudowę i rozwój, natomiast tutaj wszystko trafiało do budżetu centralnego i dopiero na tym poziomie było rozdzielane pomiędzy fabryki w całym kraju. W efekcie, FSO przez lata było po prostu niedofinansowywane. W połowie lat 90. wskutek wdrożenia programu powszechnej prywatyzacji spora część spółek państwowych została przekształcona w spółki akcyjne, co finalnie doprowadziło te zakłady do upadku.

Na kilka lat fabrykę zajęły zakłady Chevroleta, potem atmosferę miejsca starali się podtrzymywać pasjonaci organizujący zloty przy wejściu na teren FSO lub na pobliskim torze testowym. Miejsce jednak coraz bardziej odchodziło w niepamięć, podobnie jak produkowane w FSO samochody stopniowo znikały z ulic.

- Gdy otworzyły się granice, przeciętny Kowalski mógł w cenie Poloneza sprowadzić sobie paroletniego Golfa, który wyglądał trochę atrakcyjniej, a z silnikiem Diesla mniej palił. Wiele osób się na to decydowało i w zasadzie od połowy lat 90. polskich klasyków zaczęło na ulicach ubywać. Faktycznie, znaczący spadek liczby egzemplarzy tych modeli można obserwować od około 10 lat – dodaje Maciej Bień. W przypomnieniu sobie, jak wyglądała polska rzeczywistość kilkanaście lat temu, pomagają właśnie „Klasyki w FSO”.

Śladami historii

Pierwsze auto zjechało z żerańskich taśm montażowych 6 listopada 1951 roku. 68 lat później, w dawno zamkniętej hali ktoś obudził duchy przeszłości. Zapraszamy
Pierwsze auto zjechało z żerańskich taśm montażowych 6 listopada 1951 roku. 68 lat później, w dawno zamkniętej hali ktoś obudził duchy przeszłości. Zapraszamy na wyjątkową wycieczkę pełną nostalgii, w której towarzyszył nam jeden z pomysłodawców wystawy “Klasyki w FSO” - Maciej Bień.

Fot. Kamila Nawotnik

Auta zostały zgromadzone w budynku dawnej lakierni, co ma także aspekt praktyczny - dzięki podłodze pokrytej żywicą i wymogom dotyczącym sterylności, miejsce to gwarantuje świetną wentylację i pozwala na lepszą konserwację wystawy. Samochody stojące w oświetlonych tunelach lakierniczych wyglądają szczególnie efektownie.

Dzięki ograniczeniu ilości pyłów, na ścianach możemy podziwiać także oryginalne, świetnie zachowane tabliczki informujące o obostrzeniach panujących w danym pomieszczeniu lub „nadzorujące” niegdyś zmiany pracowników fabryki. Halę wypełniają auta z kolekcji założycieli i organizatorów wystawy, jednak czasem dochodzi do sytuacji, w której uczestnicy wycieczki chwalą się swoimi „perełkami” i wyrażają chęć umieszczenia ich w FSO.

Youngtimery, oldtimery, legendarne klasyki, a nawet wraki... Stare auta darzone są przez miłośników motoryzacji wielką miłością, ponieważ każde z nich skrywa niepowtarzalną historię. Często jest ona silnie związana z przełomowymi chwilami w życiu właściciela, symbolizując jego najlepsze wspomnienia. Nie inaczej było w przypadku naszego przewodnika.

- W 1998 roku, gdy miałem 13 lat, rodzice postanowili zmienić samochód. Dotychczasowego “Borewicza” kupili, gdy miałem rok. Stwierdziłem, że skoro za 4 lata będę miał już prawo jazdy to zostawcie mi Poloneza. Oczywiście mnie wyśmiali, ale ja głupi nie byłem, zastanowiłem się trochę i powiedziałem, że jak nie zostawią mi tego auta to zaczną się papierosy, alkohol, narkotyki i tyle będą mieli z syna. Oczywiście dostałem szlaban, zabrali mi kieszonkowe, ale na drugi dzień przemyśleli sprawę. Przyszli i powiedzieli, że samochód będzie mój, ale muszę sam go utrzymać i nie mogę nim jeździć. Koledzy mi zazdrościli, wszyscy chcieli do niego wsiadać, był to niesamowity hit. Jednak, gdy już zacząłem nim jeździć w wieku 17 lat, każdy drwił i śmiał się ze mnie. Zawsze mówiłem, że kiedyś to będzie klasyk, ale nikt mi nie wierzył. W momencie odebrania prawa jazdy auto było już stare, skorodowane i wyglądało na ulicach po prostu śmiesznie. Tak nim jeździłem do 2005 roku, a potem odstawiłem je do garażu. Był już po prostu tak skorodowany, że nie dało się go nawet spawać. Przez kolejne 13 lat czekał na swoje wskrzeszenie. W 2018 roku pojawiła się iskierka nadziei na przywrócenie go do życia. Trzeba było wymienić każdy element poszycia zewnętrznego, ale nadwozie zostało odrestaurowane i polakierowane. Póki co, stoi w naszej drugiej hali, ale chciałbym go złożyć do końca tak, aby wrócił tam, gdzie się narodził - opowiada Bień.

Biały kruk

Pierwsze auto zjechało z żerańskich taśm montażowych 6 listopada 1951 roku. 68 lat później, w dawno zamkniętej hali ktoś obudził duchy przeszłości. Zapraszamy
Pierwsze auto zjechało z żerańskich taśm montażowych 6 listopada 1951 roku. 68 lat później, w dawno zamkniętej hali ktoś obudził duchy przeszłości. Zapraszamy na wyjątkową wycieczkę pełną nostalgii, w której towarzyszył nam jeden z pomysłodawców wystawy “Klasyki w FSO” - Maciej Bień.

Fot. Kamila Nawotnik

To dzięki takim historiom mamy okazję podziwiać pięknie zachowane Tarpany, Nyski i mnóstwo innych modeli, z którymi wielu z nas ma własne niepowtarzalne skojarzenia. Wystawę uzupełniają auta wyjątkowe, a niektóre wręcz legendarne – nie tylko na polskich drogach. Wycieczkę rozpoczyna reprezentacja Warszaw i Syren, które po chwili ustępują miejsca Fiatom 125 i 126 w niemal każdej dostępnej wersji. Nieco dalej czekają Polonezy, w tym egzemplarz, którego raczej nigdy nie widzieliście na żywo. Jest to należący do naszego przewodnika prototypowy model Analog

- Polonez o nadwoziu pick-up, który wyprodukowano w zaledwie siedmiu egzemplarzach. Są to obecnie białe kruki, a ich ceny już kilka lat temu sięgały sześciocyfrowych kwot. Ciężkie samonośne nadwozie Poloneza zostało postawione na równie ciężkiej trzypoziomowej ramie, co zwiększyło masę własną pojazdu o ponad 200 kg. Silnik pochodzi z modelu Caro, co skutecznie ograniczyło osiągi tego auta. Został on połączony ze skrzynią Subaru, a standardowo auto ma napęd na przód, więc przeciwnie do każdego innego Poloneza. Tył dołącza się tylko w terenie, ze względu na brak międzyosiowego mechanizmu różnicowego. - Nie bardzo wiadomo, dlaczego taki koncept w ogóle powstał, ale w 1994 roku – na 3 miesiące przed targami w Poznaniu – ktoś nagle się obudził, stwierdzając, że byłoby fajnie coś na nich pokazać. Problem w tym, że nic nie mamy… Więc może zróbmy Poloneza terenowego! Przygotowanie Analoga zajęło podobno 45 dni. Jeżeli dodamy dosyć duże koła, co też zmienia przełożenia całego układu napędowego, to można sobie łatwo wyobrazić, jak powolne jest to auto przy rozpędzaniu. Jego prędkość maksymalna wynosi podobno ok. 130 km/h i przypuszczam, że faktycznie udało by się mu ją osiągnąć.

Same sławy!

W tak wyjątkowym miejscu nie zabrakło też gwiazd filmowych. Fani „Włoskiej roboty” z 1969 roku ucieszą się na spotkanie z Austinem Mini Cooper, odgrywającym w filmie główną rolę. Przy okazji – czy wiecie, że w tamtych czasach nie było efektów specjalnych, pozwalających na wyręczenie aut w scenach ekstremalnych, więc małe niepozorne Mini naprawdę musiało skakać po dachach budynków i wspinać się po schodach?

Pierwsze auto zjechało z żerańskich taśm montażowych 6 listopada 1951 roku. 68 lat później, w dawno zamkniętej hali ktoś obudził duchy przeszłości. Zapraszamy
Pierwsze auto zjechało z żerańskich taśm montażowych 6 listopada 1951 roku. 68 lat później, w dawno zamkniętej hali ktoś obudził duchy przeszłości. Zapraszamy na wyjątkową wycieczkę pełną nostalgii, w której towarzyszył nam jeden z pomysłodawców wystawy “Klasyki w FSO” - Maciej Bień.

Fot. Kamila Nawotnik

Prawdziwy powrót do przeszłości zapewni nam DMC DeLorean, który ze swoim stalowym, surowym nadwoziem w świecie aut nawet dziś jest wyjątkową konstrukcją.

- Żaden DeLorean nie był polakierowany. Nadwozie wykonano z drapanej stali nierdzewnej, więc niemal każdy właściciel tego auta zostawiał po sobie różnego rodzaju drobne „wgniotki”, których nie da się po prostu zaszpachlować i zamalować. Tu wszystko trzeba wymłoteczkować, a potem dla osiągnięcia efektu drapanej stali wieloma przejściami specjalnych szczotek z różną gradacją włosia trzeba to drapać w nieskończoność i liczyć na to, że uda się uzyskać efekt maksymalnie zbliżony do fabrycznego. O dziwo, części jest bardzo dużo, bo po wygaszeniu produkcji ktoś je odkupił i faktycznie w Stanach są magazyny wypełnione elementami, z których spokojnie można złożyć całe egzemplarze - tłumaczy jeden z pomysłodawców wystawy.

Dalej w tunelach dawnej lakierni FSO stanęły Mercedesy – od modelu 280 SE, po szalenie popularnego na naszych drogach W123.

- Instrukcja serwisowa tego modelu nie podawała procedury naprawy tylnego mostu, tłumacząc to tym, że producent nie przewiduje awarii tego podzespołu. Faktycznie, jest to jedno z bardziej trwałych aut - tłumaczy Maciej Bień.

Kolejno mijamy BMW serii 5, Toyotę Celica oraz Renault Fuego. Nie zabrakło także Mustangów i prawdziwego unikatu w skali światowej - Alpine A310, dostępnej w zaledwie kilku egzemplarzach. W skromnym dziale pojazdów amerykańskich czeka kolejna ciekawostka w postaci Checkera Kombi.

Pierwsze auto zjechało z żerańskich taśm montażowych 6 listopada 1951 roku. 68 lat później, w dawno zamkniętej hali ktoś obudził duchy przeszłości. Zapraszamy
Pierwsze auto zjechało z żerańskich taśm montażowych 6 listopada 1951 roku. 68 lat później, w dawno zamkniętej hali ktoś obudził duchy przeszłości. Zapraszamy na wyjątkową wycieczkę pełną nostalgii, w której towarzyszył nam jeden z pomysłodawców wystawy “Klasyki w FSO” - Maciej Bień.

Fot. Kamila Nawotnik

- Nie jesteśmy wielkimi fanami samochodów amerykańskich, dlatego w tej chwili mamy cztery i prawdopodobnie na tym poprzestaniemy, ale nowojorska taksówka Checker to coś, z czego jesteśmy szczególnie dumni. Ta marka projektowała samochody sprzedawane szczególnie taksówkarzom i dlatego niewiele ich się zachowało, mimo że są one znane z niesamowitej trwałości. Nasz jest szczególnie ciekawy ze względu na nadwozie. W latach siedemdziesiątych ambasada amerykańska w Polsce posiadała takiego Checkera, tylko że w wersji dziewięciodrzwiowej.

Na deser czekają fenomenalny Pierce-Arrow, 102-letni Ford T oraz Packard. Musicie wiedzieć, że nie zdradzamy Wam wszystkich modeli zebranych w FSO, a i sama wystawa nie osiągnęła jeszcze finalnej formy. Docelowo zostanie powiększona o kolejne auta, na razie jeszcze dopieszczane i przygotowywane do pokazania światu. Mimo że obecnie udostępniona kolekcja liczy ok. 140 pojazdów, to prawdopodobnie drugie tyle pojawi się w części niedostępnej jeszcze dla zwiedzających. Otwarte być może zostanie także pierwsze piętro, które w tej chwili ukrywa w zakamarkach m.in. pozostawiony przez pracowników Chevroleta szkielet Aveo.

- Czynnikiem przyciągającym ludzi, poza samochodami, jest także ten postindustrialny klimat fabryczny. Odwiedzający mają świadomość historii tego miejsca i widzieli na zdjęciach, że hala jest w miarę kompletnie wyposażona, a więc gotowa do pracy. To niewątpliwa ciekawostka – fakt, że auta nie stoją w pustych czterech ścianach, tylko są wkomponowane w linię produkcyjną, na której faktycznie te lub inne pojazdy powstawały.

Jest także specjalny tunel przypominający korytarze ze statków kosmicznych – to tu następowało faktycznie nałożenie lakieru. W jego dalszej części można dostrzec wielką komorę z rękawem lakierniczym.

- Sam proces lakierowania odbywał się na poziomie +1, nad wystawą. Samochody na taśmociągu przesuwały się do przodu i nurkowały w miejscu, przypominającym wannę lakierniczą. Prawdopodobnie tutaj następował proces kataforezy. Pomiędzy jednym zanurzeniem a drugim, auta przechodziły jakieś trzy natryski i potem znowu nurkowały - podsumowuje Maciej Bień.

Mimo że duża część lakierni jest już udostępniona odwiedzającym, nadal pozostaje wiele korytarzy, które nawet dla organizatorów są jeszcze owiane tajemnicą. Możecie być jednak pewni, że FSO nareszcie trafiło we właściwe ręce.
Wystawa powstała we współpracy z Muzeum i Fundacji Ochrony Zabytków Przemysłu i Techniki. Póki co, jest ograniczona czasowo - zwiedzający mogą przyjeżdżać do FSO w weekendy co dwa tygodnie.

Szczegółowy harmonogram dostępny jest na stronie wystawaklasykow.pl w zakładce “Bilety”.

Cena wejściówki wynosi 30 zł. Ostatnia tura wycieczek zaplanowana została na 22 września.

od 16 lat
Wideo

Policyjne drony na Podkarpaciu w akcji

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na motofakty.pl Motofakty