Losowanie przed egzaminem

 
W łódzkim ośrodku ruchu drogowego tłumaczą, że w całym kraju samochody się losuje, bo przepisy egzaminacyjne nie przewidują wyboru auta podczas egzaminu. W dodatku takie zasady mają wymusić na szkołach podniesienie jakości szkolenia. Kursanci swobodniej powinni się czuć w kilku modelach samochodów.
Z tymi argumentami trudno dyskutować, bo są słuszne. Kierowca nie uczy się na pamięć jednej marki samochodu, ale poznaje kilka modeli. To mu wyjdzie tylko na zdrowie.
Trudno dyskutować też z argumentem, że najpopularniejsze prawo jazdy kategorii B wydaje się nie na forda, opla, fiata czy nissana (to obecnie najpopularniejsze marki samochodów egzaminacyjnych w województwie łódzkim), ale na wszystkie auta grupy do 3,5 tony. Zwolennicy wolnego wyboru samochodu wskazują natomiast, że zamiast stawiać na placu manewrowym jedną z wspomnianych marek, można postawić "coś większego". Przecież citroena C5, mercedesa vito czy volkswagena transportera również możemy prowadzić z prawem jazdy kategorii B, podobnie jak pandę, corsę czy fiestę. Przecież opanowanie dużych wozów tylko zwiększy umiejętności kursantów, a więc wyjdzie im na dobre. Zatem i one powinny być włączone do losowania na egzaminie.
Kłopot w tym, że wykonanie zadań egzaminacyjnych dużym autem z grupy osobowych jest praktycznie niewykonalne. Jeden z dyrektorów WORD w województwie łódzkim przyznał, że pojazdy powyżej 4,5 m długości na placu manewrowym zbudowanym w oparciu o obowiązujące w Polsce przepisy nie mają czego szukać.
Jak widać, w systemie egzaminacyjnym dla kierowców trzeba coś zmienić. Jednak losowanie auta na egzaminie nie jest raczej złotym środkiem na fatalną jakość szkolenia kierowców.