Rajd terenowy Cegielnia Wierzchowina 2012 - w błocie po osie. FOTO

Paweł Puzio
Rajd terenowy Cegielnia Wierzchowina 2012 - w błocie po osie. FOTO
Rajd terenowy Cegielnia Wierzchowina 2012 - w błocie po osie. FOTO
Nie chodzi o to, aby był czysty, ale żeby jechał – takie hasło ukuli uczestnicy ogólnopolskiego rajdu o puchar wójta gminy Żółkiewka 4x4 Cegielnia Wierzchowina 2012.
Rajd terenowy Cegielnia Wierzchowina 2012 - w błocie po osie. FOTO
Rajd terenowy Cegielnia Wierzchowina 2012 - w błocie po osie. FOTO

Przez weekend (22-24 czerwca) blisko 40 załóg skutecznie walczyło z błotem i wodą.

Żółkiewka, niewielka osada w województwie lubelskim, przez ostatni weekend tętniła rykiem silników blisko 40 samochodów terenowych, mniej lub bardziej zmodyfikowanych.

Imprezę zaczął piątkowy, nocny prolog w cegielni Wierzchowina.
– Było ciężko. Strome zjazdy, podjazdy i trawersy sporo potu wycisnęły z maszyn i ludzi. Kto przeszarżował lub miał słabiej przygotowany sprzęt, to rano, w sobotę musiał usprawniać swój samochód – mówi Dariusz Paleczny, pilot i mechanik z Biłgoraja. – Nocna próba była naprawdę wymagająca.

zobacz także Kliknij, aby przejść do galerii zdjęć z rajdu
Rajd off road 4x4 Cegielnia Wierzchowina 2012 w Zółkiewce - zobacz zdjęcia

W sobotnim, porannym słońcu załogi leniwie odpoczywały w cieniu namiotów ogrodowych. Lekki posiłek, trochę napojów. Gorąco za to mieli mechanicy, którzy zwijali się jak w ukropie.
– Było trochę za szybko i przedni most lekko ucierpiał. Właściwie to go nie ma – mówi mechanik usprawniający Suzuki samurai. – Jak się nie uda do odprawy uruchomić „przednich łap”, to pojedziemy na jednej osi – dodaje.

Samochód to podstawa

Krótki Nissan Patrol Y60 czy Suzuki Samurai, a może Jeep Cherokee – ilu kierowców, tyle opinii. Zdecydowanie jednak w Żółkiewce dominowały Suzuki – lekkie, zwinne i dzielne ponad miarę.

Lecz nie model czy marka są najważniejsze, ale przygotowanie do sezonu. Dariusz Paleczny:
– Nad samochodem pracuje się całą zimę. Przygotowanie auta do extreme, czyli tej najbardziej wymagającej klasy, to spory wydatek i wysiłek. Koszty dochodzą nawet do 70 tysięcy złotych. Sporo, ale takie auto musi mieć klatkę bezpieczeństwa zgodną z wymogami FIA, odpowiednie napędy, pancerne zawieszenie, odpowiednie uszczelnienie, opony, felgi. A to kosztuje. Auto w extreme brodzi praktycznie do szyi kierowcy.
Nie ma zmiłuj, tak musi być, jak ktoś się chce na poważnie bawić się w ten sport. ak się dobrze przygotuje auto do sezonu, to nie ma problemu. Po każdym rajdzie trzeba go przejrzeć i przesmarować – dodaje.

To wciąga

Ktoś, kto z boku patrzy na rajd przeprawowy, puka się w głowę. Dorośli faceci wydają sporo kasy, aby taplać się samochodem w błocie i wodzie.

– Tak to wygląda na pierwszy rzut oka. Bakcyl off roadu jest niezwykle zakaźny. Jeśli ktoś raz zasmakuje jazdy w błocie, to od razu go wciąga – mówi Dariusz Jaskuła z zamojskiego Low Range Team.

Zwykle zaczyna się od jazd po lesie. Potem mała przeprawa, a na koniec pełne zaangażowanie, czyli godziny spędzone w garażu, wydatki i wyjazdy na rajdy.

– Pieniądze są ważne w tym sporcie, bo one pozwalają profesjonalnie przygotować sprzęt. To nie jest tani sport, ale niezwykle frapujący. Czy kasa jest taka ważna, przecież facet musi mieć jakieś hobby – dodaje Tomasz Basaj, także z Zamościa, z Low Range Team. – Błoto wciąga, jak dziewczyny. I co na to poradzić – śmieje się Dariusz Jaskuła.

Próba

Na pierwszy ogień, w sobotę rano, poszedł stawik w Żółkiewce. Nikt z odrobiną rozsądku nawet by nie pomyślał, że ten stawik można pokonać samochodem. Ale nie extreme.

Zanim auto wjedzie w wodę lub błoto, tzw. umysłowy, czyli pilot, bada przejazd – głębokość, dno, przeszkody. Jeżeli jest w porządku, to kierowca zapina mosty i hajda w wodę. Już po pierwszych przejazdach senny stawik zamienił się błotne bajoro.

– Żaby przegnali, gdzie są animalsi – rechotała publiczność obserwując, jak samochody i ludzie taplają się w wodnistej brei. Suzuki Samurai, Patrole i Jeepy z rykiem silników pokonywały kilkadziesiąt metrów wody i błota. Tylko kilku z nich udało się przejechać o własnych siłach, reszta musiała się posiłkować wyciągarkami lub pomocą kolegów.

– I to jest piękne w tym sporcie, bo tu nie ma rywalizacji stricte sportowej. Każdy pomaga każdemu. Trzeba stanąć i wyrwać kolegę z błota, proszę bardzo. Potrzebna jest wyciągarka, bloczek – nie ma sprawy. Chodzi o to, aby przejechać wyznaczony „oes”. Taki jest jest off road. Tu liczy się przyjaźń a nie rywalizacja – tłumaczy Sławomir Ciołek, uczestnik rajdu.

Zawodnicy w sobotę mieli sądny dzień. Błoto, woda i naprawdę trudne, wymagające przeprawy.

– Jest ciężko, ale fajnie – skwitował sobotnie odcinki specjalne Dariusz Jaskuła. Mimo strat, uszkodzonych samochodów, przemokniętych ubrań i lekkich obrażeń wszyscy deklarowali powrót na kolejny rajd do Cegielni Wierzchowina.

Paweł Puzio

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Policja podsumowała majówkę na polskich drogach

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na motofakty.pl Motofakty