Tyle chciałbym usłyszeć…

Marek Ponikowski
Rysunek znaleziony w papierach doktora Nowakowskiego: czy nad takim bojowym wozem piechoty pracowali naukowcy z Politechniki Gdańskiej?  Fot: Archiwum
Rysunek znaleziony w papierach doktora Nowakowskiego: czy nad takim bojowym wozem piechoty pracowali naukowcy z Politechniki Gdańskiej? Fot: Archiwum
Gdańszczanina, który po wojnie współtworzył polską motoryzację, przypomina Marek Ponikowski

Znalazłem w prasie wiadomość o rozpoczęciu prób polskiego pojazdu bezzałogowego, który ma być wykorzystywany do

Rysunek znaleziony w papierach doktora Nowakowskiego: czy nad takim bojowym wozem piechoty pracowali naukowcy z Politechniki Gdańskiej?  Fot: Archiw
Rysunek znaleziony w papierach doktora Nowakowskiego: czy nad takim bojowym wozem piechoty pracowali naukowcy z Politechniki Gdańskiej?
Fot: Archiwum

gaszenia pożarów tam, gdzie mogłoby być zagrożone życie strażaków. Zdjęcia pojazdu nazwanego Strażak obejrzałem na stronie innowacyjnego przedsiębiorstwa Hydromega z Gdyni. To uruchomiło łańcuch skojarzeń. Kilkanaście lat temu robiłem przecież w firmie Hydromega materiał filmowy dla "Magazynu Motoryzacyjnego 4&2" w TVP Gdańsk! Pokazałem prototyp małego, sześciokołowego pojazdu dla wojsk powietrzno-desantowych i specjalnych. Miałem nawet okazję pojeździć nim w terenie. Nazywał się Lewiatan i patrząc teraz na zdjęcia, nie mogłem mieć wątpliwości, że był prekursorem "Strażaka", który notabene ma już - jak przeczytałem - kilkoro rodzeństwa: "Floriana" z  pożarniczym wyposażeniem specjalnym oraz wersje wojskowe, zgodnie z najnowszymi tendencjami w technice militarnej także  bezzałogowe, przeznaczone m.in. do działań rozpoznawczych i do unieszkodliwiania ładunków wybuchowych. Wszystkie napędzane są 2,5-litrowym turbodieslem i mają odporny na uszkodzenia napęd hydrauliczny, osobny dla każdego koła. Wygląda na to, że dla pojazdu skonstruowanego w Gdyni nadszedł wreszcie dobry czas.

O "Lewiatanie" rozmawiałem przed laty ze znajomą. Mówiła, że jej tata opracowywał do niego system zawieszenia kół. A ojciec Ani to nieżyjący już doktor Wojciech Nowakowski, przez wiele lat pracownik naukowy Instytutu Mechaniki Politechniki Gdańskiej. To z jego archiwum pochodziły opublikowane przeze mnie kilka lat temu w "Polsce Dzienniku Bałtyckim" nieznane projekty samochodu osobowego Warszawa, które wyszły spod ręki najlepszego polskiego nadwoziowca, inżyniera Stanisława Panczakiewicza.

- Tata od dzieciństwa pasjonował się samochodami - mówi mi Ania, gdy przeglądamy rodzinne zdjęcia. - Gdy był w gimnazjum, nikt w rodzinie nie miał wątpliwości, że po maturze pojedzie do Gdańska, bo tam, w Technische Hochschule, istniał kierunek związany z motoryzacją. Studia w Wolnym Mieście nie były tanie, ale Marian Nowakowski, poznański urzędnik samorządowy, kierujący budową i utrzymaniem miejskich dróg i mostów, dbał o edukację dzieci. Podczas wakacji na początku lat 30. zabrał syna na wycieczkę na Hel. Przy okazji zahaczyli o Gdańsk, który Wojtek zapamiętał jako "czerwone miasto", pełne średniowiecznych ceglanych murów. We wrześniu 1939 roku studenckie plany 16-letniego wówczas Wojciecha Nowakowskiego stały się jednak nieaktualne.

Szesnastoletni Wojtek w Chevrolecie 1929 państwa Nowakowskich. Puszczykowo, wiosna 1939 roku Fot: Archiwum
Szesnastoletni Wojtek w Chevrolecie 1929 państwa Nowakowskich. Puszczykowo, wiosna 1939 roku
Fot: Archiwum

- W domu dziadków gościł chłopak z Warszawy, syn ich znajomych - opowiada Ania. - Kolej nie funkcjonowała, więc należało go odwieźć. Wypadło na tatę, który wprawdzie nie miał jeszcze prawa jazdy, ale był wprawnym kierowcą.
Dwaj młodzi ludzie wsiedli pod opieką pani Zofii, matki Wojtka, do auta Nowakowskich, Chevroleta rocznik 1929, i ruszyli na wschód. Niedaleko Warszawy drogę przecięły wojska niemieckie. Wojtek i młody warszawiak ruszyli dalej pieszo, pani Zofia Nowakowska została w samochodzie. Gdy w pobliżu pojawił się patrol Wehrmachtu, z sąsiedniego budynku padły strzały. Niemcy zemścili się okrutnie: zaczęli rozstrzeliwać osoby, które uznali za "partyzantów". Pod mur trafiła też pani Zofia. I stał się cud: jako jedyna ocaliła życie. Podobno żołnierzy spłoszył jakiś samolot, a może po prostu jako poznanianka płynnie mówiąca po niemiecku zdołała się z nimi porozumieć. Po kapitulacji Warszawy Wojtek odnalazł samochód, z którego pozostała sterta osmalonych ogniem blach. Matkę przygarnęła jedna z wiejskich rodzin. Wrócili do Poznania w sam czas, by w pośpiechu spakować najpotrzebniejsze rzeczy. Zaczęły się wysiedlenia Polaków, przede wszystkim inteligencji.

Nowakowskich wywieziono w rejon Tarnobrzegu. Mariana Nowakowskiego i Wojtka przydzielono do przedsiębiorstwa budującego drogę. Syn wkrótce uciekł. W Krakowie znalazł pracę jako kierowca w rzeźni. Jej zarządca, przychylny Polakom Austriak, nazwiskiem Gmyrek, patrzył przez palce na to, że część mięsa i wędlin "szła bokiem". Do krakowskiego seminarium duchownego zawoził je ciężarówką Wojtek. - Dokarmiałem przyszłego Papieża Jana Pawła II - żartował po latach doktor inżynier Nowakowski. Kiełbasy przydały się też, gdy trzeba było wykupić z rąk żandarmów zatrzymaną podczas ulicznej

Wojciech Nowakowski z córką i zięciem przy "holenderskim" Polskim Fiacie 125p. Rok 1972 Fot: Archiwum
Wojciech Nowakowski z córką i zięciem przy "holenderskim" Polskim
Fiacie 125p. Rok 1972
Fot: Archiwum

łapanki Irenę, sympatię Wojtka i jego późniejszą żonę.

Plany studiów w Gdańsku stają się znów aktualne. Po maturze zdanej w Krakowie na tajnych kompletach i uporządkowaniu rodzinnego domu w Poznaniu w 1945 roku Wojciech Nowakowski jedzie nad Bałtyk. Gmach dawnej Technische Hochshule, teraz Politechniki Gdańskiej, jest zdewastowany. Studenci pierwszego roku usuwają gruz, wstawiają szyby, poszukują ławek i stołów. Na wykładach siedzą w płaszczach, bo w aulach panuje dokuczliwe zimno. Oglądam indeks Wojciecha Nowakowskiego. Silniki spalinowe zdał u profesora Karola Taylora na piątkę. Ćwiczenia z teorii mechaniki u prof. Roberta Szewalskiego na czwórkę. Budowę nadwozi samochodowych u profesora Mieczysława Dębickiego na piątkę. Nazwisko Dębickiego, wybitnego specjalisty od budowy samochodów, współtwórcy m.in. przedwojennego CWS Lux-Sport, a po wojnie Stara 20, pojawia się w indeksie wielokrotnie. Pod jego kierunkiem Wojciech Nowakowski robi dyplom, oceniony w 1952 roku na piątkę.
- Dębicki korzystał w swojej katedrze z pomocy taty już w czasie studiów - mówi mi Ania. - Potem zaproponował mu asystenturę. Z czasem stali się serdecznymi przyjaciółmi. Nowakowski specjalizował się w problematyce ogumienia samochodowego. O najciekawszych konstrukcjach, nad którymi Dębicki i Nowakowski pracowali wspólnie, wiadomo jednak niewiele: zlecało je wojsko, były supertajne. Wybitny specjalista i świetny pedagog, docent doktor Wojciech Nowakowski, dorobił się własnego auta, Fiata 125p, "na włoskich częściach", dopiero gdy w 1970 roku pojechał na kilkumiesięczny staż naukowy do Holandii…

Oglądam z Anią zdjęcia, wycinki, dokumenty i smutno mi, że nie mogę zapytać pana Wojciecha o różne wydarzenia i osoby. Dałoby się pewnie zapisać niejedną białą kartę z dziejów powojennej motoryzacji.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Bydgoska policja pokazała filmy z wypadków z tramwajami i autobusami

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na motofakty.pl Motofakty