Wywiad z Wiktorem Baterem

Redakcja
Fot. AKPA
Fot. AKPA
Wiktor Bater, wieloletni korespondent polskich mediów w Rosji jest zapalonym motocyklistą. Nam opowiada o swojej pasji i o tym, jak się jeździ po Moskwie.

Wiktor Bater, wieloletni korespondent polskich mediów w Rosji jest zapalonym motocyklistą. Nam opowiada o swojej pasji i o tym, jak się jeździ po Moskwie.

 

Od dawna jeździsz motocyklem? 

Od siedmiu lat, prawo jazdy zrobiłem w Moskwie, kiedy mój syn skończył roczek. A kiedy skończył trzy lata to po raz pierwszy posadziłem go na motor. Miał na sobie specjalną skórzaną kurtkę i oczywiści kask. Wiozłem go z domu do przedszkola, jakieś 800-900 metrów i obaj wyglądaliśmy bardzo malowniczo.

 

Czym jeździsz?

Nigdy nie podobały mi się odkurzacze, czyli ścigacze, zawsze uważałem je za rozrywkę dla półgłówków. Do mojego emploi bardziej pasowały choppery. Mój pierwszy motor to Suzuki Intruder o pojemności 600 cm3, teraz z perspektywy patrzę na niego jakby to był rower. 600 cm to po prostu nic! Po roku już mi się znudził i kupiłem Yamachę Wildstar - to duża rzecz, bo ma 1,8 l pojemności, ale niestety tylko 82 KM. Suzuki to fajna, wielka maszyna i pozwala oswoić się z prawdziwym wyzwaniem, ale to jeszcze nie jest to o czym marzyłem. Moim nowym wyzwaniem jest Triumph Rocket 3, prawie 2,5 l pojemności silnika i blisko 150 KM. Chcę go teraz kupić i jeździć nim razem z moim Leonem.

Fot. AKPA
Fot. AKPA

 

Dużo jest w Moskwie motocyklistów?

Dużo, to bardzo popularne hobby i jednocześnie sposób na życie, ponieważ nie sposób poruszać się samochodem po Moskwie. W korku można tam stać pięć i sześć godzin.

 

Rosyjskie motory kojarzą się ze starymi wojskowymi Iżami, Dnieprami czy Urlami. Jeździłeś takimi maszynami?

Oczywiście, kiedy robiłem prawo jazdy. Podczas egzaminu poszedłem na plac manewrowy, jak idiota w jasnych spodniach, a tam stały różne Iże i Urale, straszliwie zalane olejem i różnymi smarami. Do dziś pamiętam moment, jak musiałem takiego Iża wystartować w kopa. Udało mi się za trzecim razem, ale myślałem już, że z tego powodu obleję egzamin. Takie Urale, Iże i stare czeskie Jawy jeżdżą po Moskwie do tej pory, ale jest ich już bardzo mało. Moskiewscy bajkerzy w sezonie zbierają się na Worobiowych wzgórzach, skąd widać całe miasto. Tam wśród ryku silników możesz zobaczyć czym jeżdżą, a jeżdżą oni maszynkami za 50-100 tys. dolarów - niewiarygodnie wypasionymi Harleyami i Hondami. Często są to motory robione specjalnie na zamówienie. Są tam też Iże i Urale, co doskonale ilustruje kontrast w rosyjskim społeczeństwie, ten ogromny rozdźwięk między najbogatszymi i biednymi. Mimo tej różnicy wszyscy są bikerzy jeżdżą i trzymają się razem.

 

Jeździsz też po Moskwie samochodem. Słyszałem, że masz zabytkowego Jaguara?

Nie jeżdżę, tylko od czasu do czasu się w nim pokazuję. Głównie latem i w dni wolne od pracy, bo jazda nim w moskiewskich korkach nie ma sensu. To takie auto, że jak przekręcasz kluczyki w stacyjce i ono pięknie zagra swoimi dwunastoma cylindrami pod maską, to od razu musisz wlać w niego wiadro benzyny. Ma 35 lat i na 100 km spala 35 l, dobrej 98-oktanowej benzyny. Nie jest to więc samochód ekonomiczny, ale jak widzisz przed sobą znaczek jaguara to przynajmniej wiesz, za co płacisz. Kupiłem go klika lat temu od mojego przyjaciela, starszego biznesmena, który był chory na raka. Na kilka miesięcy przed śmiercią zadzwonił do mnie i powiedział - wiem, że nie skrzywdzisz tego samochodu, chcesz to go bierz.

 

Gdzie się gorzej jeździ - po Warszawie czy po Moskwie?  

W Warszawie jeździ się fatalnie i drogi są dużo gorsze niż w Moskwie. Jechałem po Warszawie kilka razy samochodem i motorem, i jestem przerażony, bo ciągle wpadałem w jakieś dziury i studzienki. Stopień nieposzanowania służb miejskich wobec kierowców jest znacznie większy niż w Moskwie, choć wydawało mi się, że to co się tam dzieje jest tym maksimum, którego można się tylko odbić. Okazuje się, że tu jest znacznie gorzej.

 

A jak zachowują się kierowcy?

W Warszawie pod tym względem jest dużo lepiej. Chamstwo, brak kultury, wulgarność, brutalność i agresja to na rosyjskich drogach dzień powszedni. Nie zdziw się, jak się z kimś stukniesz, a koleś, w którego uderzysz natychmiast pobiegnie do bagażnika, weźmie bejsbola i będzie chciał cię z tobą bić. Sam to przeżyłem, przeżyła to moja żona i kilku moich znajomych. Oczywiście w odpowiedzi ty też wyciągasz klucz francuski albo łyżkę do wyważania kół, co tam masz pod ręką. Sceny, które czasami widzę w niby europejskim mieście, stolicy wielkiego imperium są przerażające, jak dwóch facetów bije się przy pomocy tego co znajdą w bagażniku za to, ze jeden drugiemu trochę porysował samochód! A wszystko dlatego, że po każdej stłucze trzeba wezwać milicję, a obowiązkowe OC weszło tam w życie jakieś trzy, cztery lata temu i do dziś wielu kierowców nie ubezpiecza swoich aut, bo liczą na łut szczęścia.

 

Rosyjska drogówka podobno nagminnie bierze łapówki?

Od początku stycznia zaostrzono kodeks drogowy, co przekłada się na wzrost wysokości łapówek. Zatrzymuje cię drogówka, mówi, że gadasz przez telefon, masz niezapięte pasy i trzeba płacić. Kiedyś było to 20 dolarów, ale teraz już 50 albo 100. Płacić trzeba na każdym kroku, a oficer który bierze od ciebie pieniądze twierdzi, że nie chciałby tego robić, ale mówi - wie pan ile my zarabiamy? Skrzydła opadają...

 

Jakie masz rady dla Polaków, którzy wybierają się do Rosji samochodem?

Nie jechać! A jeśli już bierzesz auto to musisz być strongmenen. Do tego samochód musi być przystosowany do tego, że łyknie każde paliwo. Kupując benzynę na stacji nigdy nie wiesz co lejesz do środka, płacisz za etylinę 95 lub 98, a tak naprawdę jest to etylina 87 albo wręcz ropa zmieszana z jakąś benzyną. Tankowanie to zawsze duże ryzyko, lepiej więc jeździć samochodem z dolej półki. Trzeba mieć też dużo cierpliwości i siły w spotkaniach z innymi użytkownikami dróg, być przygotowanym do tego, że ktoś wyzwie cię do dziesiątego pokolenia wstecz. Do tego trzeba mieć pieniądze, bo nawet jak masz polskie ubezpieczenie to nic nie znaczy. Naprawy trwają miesiącami, a zostawienie w warsztacie samochodu po wypadku oznacza pożegnanie się z nim na zawsze. Moja generalna rada - nie jechać samochodem do Rosji, bo to kiepski pomysł.

 

Rozmawiał: Mirosław Mikulski

od 16 lat
Wideo

Policyjne drony na Podkarpaciu w akcji

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na motofakty.pl Motofakty