Justyna Steczkowska - Mam charakter rajdowca

Przemysław Skoczek
Fot. Agensja PR/Justyna Steczkowska
Fot. Agensja PR/Justyna Steczkowska
Justyna Steczkowska to artystka o wielu twarzach, które możemy poznać nie tylko na scenie. Śpiewa, gra, komponuje, tańczy, ale ma też za sobą role filmowe i jest pasjonatka fotografii. Bliskie są jej także samochody, szczególnie pewna francuska marka, której jest oficjalnym ambasadorem.

Fot. Agensja PR/Justyna Steczkowska
Fot. Agensja PR/Justyna Steczkowska


Gdy pojawiła się Pani "Dziewczyna szamana", Polska oszalała na jej punkcie. To jest płyta absolutnie wyjątkowa, wciąż świeża, ale taki debiut staje się czasem kłopotliwy, ponieważ kolejne rzeczy są do niego zawsze porównywane. Dla Pani ten pierwszy album jest takim "ciężarem" czy udało się tego uniknąć?

JUSTYNA STECZKOWSKA: Bywa ciężarem, dlatego też często muszą powtarzać, że nie jestem "dziewczyną szamana", tylko muzykiem. Koloruję świat dźwiękami, takimi, jakie w danym momencie życia są mi najbliższe i wyrażają to, co czuję. Byłam w swoim muzycznym życiu wieloma postaciami i nadal szukam nowych wyzwań.

Jak pracowało się z Grzegorzem Ciechowskim?

Super, to był fajny człowiek i niezwykle utalentowany Artysta. To jemu w dużej mierze zawdzięczam fakt, że mój debiutancki album był tak wyjątkowy.

Zdarza się Pani jeszcze na koncertach wracać do tamtych utworów?

Oczywiście, przecież jestem ich kompozytorem. Gramy utwory z wszystkich płyt, tylko nie wszystkie na raz. (śmiech)

Wychowując się jako jedna z dziewięciorga dzieci nie marzyła Pani czasem o domu tylko dla siebie, jako jedynaczka?

Nie! Cieszą mnie ludzie i dzielenie się z nimi tym, co mam. W moim rodzinnym domu wszyscy jesteśmy muzykami, a taka wspólna pasja bardzo zbliża.

Muzykę ma Pani w genach, ale czy ta pasja przyszła sama, naturalnie? Rodzice nie musieli czasem przymuszać do ćwiczeń? Ze szkoły przecież Pani zrezygnowała.

Do śpiewania nigdy nie trzeba było mnie zmuszać. Do gry na skrzypcach owszem. (śmiech)

Czy w tamtym okresie widziała Pani swoją przyszłość w filharmoniach, wśród klasyki?

Fot. Agensja PR/Justyna Steczkowska
Fot. Agensja PR/Justyna Steczkowska

Nie widziałam się w filharmonii, bo to nigdy nie był mój świat. Moją pasją było przede wszystkim tworzenie i śpiewanie i tak pozostało do dziś.

Grywa Pani teraz na skrzypcach? Mam wrażenie, że rzadko sięga Pani po nie podczas koncertów.

Grywam, ale tylko dla własnej przyjemności. Znacznie rzadziej sięgam po nie na koncertach.

Woli Pani kameralne klubiki, sale koncertowe, czy plener i rzesze festiwalowej publiczności, jak na Przystanku Woodstock?

Za każdym razem to inny przepływ energii pomiędzy artystą, a publicznością. Każdy z nich jest dla mnie wyzwaniem i w każdym potrafię się odnaleźć.

Czy z perspektywy czasu myśli Pani, że udział w "Szansie na sukces" był decydujący dla dalszej kariery, czy bez tego też osiągnęłaby Pani to wszystko?

Na pewno byłabym muzykiem. Jednak występując w "Szansie na sukces", autorskim programie Eli Skrętkowskiej, miałam możliwość pokazania się szerszej publiczności i wystąpić w Opolu, a w tych czasach był to najważniejszy festiwal.

Trzeba przyznać, że Pani i Kora macie sporo wspólnego - talent, charyzmę w życiu i na scenie oraz ten "pazur" i błysk w oku. Kora była Pani idolką?

Nie miałam idoli, ani plakatów w pokoju, ale Kora fascynuje do dziś i to nie tylko mnie.

Co nowego Pani szykuje dla swoich fanów?

Na swoje 15-lecie pracy obiecałam im rok muzycznych niespodzianek. Zaczęło się koncertem na Woodstock, gdzie grałam "15" - najnowszy projekt muzyczny, stworzony przez moich braci, Pawła i Marcina czyli Mimofonów. Jesienią szykujemy wydanie "15" na krążku i związana z tym będzie trasa koncertowa. W sklepach jest już płyta "Mezalianse" z Maćkiem Maleńczukiem. Tak więc dużo się dzieje.

Jest Pani królową życia, która znajduje czas na wiele pasji i odnosi na tych polach sukcesy - muzyka i teksty, taniec, fotografia, film, teatr. Do tego dochodzi rola matki i żony. Na ile to zasługa talentów a na ile pracy i konsekwencji?

Fot. Agensja PR/Justyna Steczkowska
Fot. Agensja PR/Justyna Steczkowska

Dziękuję Panu bardzo, ale aż tylu talentów to nie mam. (śmiech). Jestem muzykiem, kompozytorem, wokalistą i fotografem. To są rzeczy, które naprawdę potrafię. Cała reszta to raczej próby odnalezienia się w temacie. (śmiech).

Zatrzymajmy się na chwilę przy fotografii. To dziedzina, z którą jest Pani najmniej kojarzona, ale wiem, że jest dla Pani ważna.

Bardzo lubię fotografię, ponieważ zatrzymuje ulotne chwile piękna, które mijają bezpowrotnie. Stąd mój program w Polsat Cafe "WOJS" (W obiektywie Justyny Steczkowskiej - przyp. red.). To szczególny projekt, moje małe autorskie dzieło. Kocham ten program i to, że fotografowanym przeze mnie kobietom sprawia tyle radości, podnosi na duchu i przywraca poczucie wartości.

Dlaczego robi Pani tak chętnie zdjęcia osób pokonujących swoje ograniczenia, choroby, kalectwo - paraolimpijczyków, niewidomych tancerzy?

Ponieważ ich podziwiam! Wiem, jak wiele pracy trzeba wykonać, żeby pokonać swoje ułomności, strach, niepewność. Dlatego warto o tym opowiadać i uświadamiać innym, że możemy osiągnąć naprawdę wiele, jeśli nam na tym naprawdę zależy.

Czym zatem jeszcze zaskoczy nas Justyna Steczkowska? Może rajdy samochodowe?

Już umawiałam się z Krzysztofem Hołowczycem! (śmiech)

Kibicuje Pani chętniej Krzysztofowi Hołowczycowi na trasach Paryż-Dakar czy Robertowi Kubicy na torach F1?

Jednemu i drugiemu! Mam charakter rajdowca! (śmiech)

Widziałem kiedyś Panią w imponującym Citroenie C6. Wciąż Pani jeździ tą limuzyną?

Tak, uwielbiam ten samochód. Jest wygodny, przestrzenny, piękny. Ma wielką klasę!

Co sądzi Pani o stereotypie "baby za kierownicą"?

Nic. Na pewno nie należę do kierowców, którym można by przypiąć taką łatkę. I nie uważam, że płeć jest powodem do dzielenia kierowców na lepszych i gorszych. Tu liczą się przede wszystkim umiejętności i rozsądek.

Przy awariach, albo po złapaniu gumy zakasuje pani rękawy, czy wzywa pomoc drogową?

Na szczęście zawsze znajdzie się ktoś chętny do pomocy. I zawsze jest to bardzo miłe.

Samochód jest tylko narzędziem, drogim gadżetem czy może czymś więcej?

Wszystkim, co niezbędne w codzienności. Dlatego musi być najlepszy, a przynajmniej najlepszy z tych, na które nas stać.

Jakie było Pani pierwsze auto? I o jakim pani marzy?

Pierwszy był szwedzki SAAB. Wspominam go bardzo miło, ale to Citroen C6 jest tym, o czym marzyłam. Teraz jednak, gdy robi się cieplej, zaczynam też myśleć o jakimś oryginalnym cabriolecie na lato.

od 16 lat
Wideo

Policyjne drony na Podkarpaciu w akcji

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na motofakty.pl Motofakty